Elias Parish Alvars, portret autorstwa Josepha Kriehubera, 1839 |
Ale wracajmy do Eliasza. Nauki pobierał również we Florencji oraz Paryżu. W 1836 został pierwszym harfistą Opery Wiedeńskiej.W 1842 poślubił piętnaście lat od siebie młodszą Melanie Lewy, zdolną harfistkę i pianistkę pochodzącą z żydowskiej rodziny. Mieli dwoje dzieci i często koncertowali razem - to właśnie w celu wspólnych występów powstały przepiękne concertina na dwie harfy (lub fortepian i harfę) oraz orkiestrę.
Melanie Lewy, portret autorstwa Leopolda Müllera, 1840 |
Inni wielcy muzycy epoki nie kryli dla niego swego uznania - a byli to: Mendelssohn, Thalberg, Berlioz, który zwykł nazywać go Lisztem harfy oraz oczywiście Liszt.
Największym bodaj zaszczytem jaki spotkał kompozytora było mianowanie go nadwornym muzykiem cesarza Ferdynanda I w roku 1847. Niestety w roku następnym zaczęła się Wiosna Ludów, która przyniosła Parishowi Alvarsowi duże straty finansowe. W 1848 roku nie zagrał już ani jednego koncertu. Stan jego zdrowia bardzo szybko się pogorszył. Kompozytor zmarł 25 stycznia 1849, prawdopodobnie na zapalenie płuc, pozostawiając rodzinę w skrajnej biedzie. Jego żona musiała sprzedać niektóre swe ubrania żeby zapłacić za pogrzeb. W 1854 opublikowała w Londynie jego ostatnie kompozycje, a dwa lata później sama odeszła z tego świata :'(
***
Dlaczego obecnie Elias Parish Alvars nie jest praktycznie w ogóle znany? Myślę, że główną przyczyną jest to, że harfa jest znacznie mniej popularna niż np. fortepian. Nie było i nie ma harfistów którzy dorównywali by sławą wybitnym pianistom... zaraz zaraz, był jeden! Ale on się nie liczy.
Oprócz harfowej wirtuozerii dzieła Parisha Alvarsa pełne są barwnej i żywej orkiestracji, która nie pozwala słuchaczowi nudzić się ani na chwilę.
Najbardziej urzekł mnie jego koncert harfowy g-moll, o czym co wierniejsi czytelnicy zapewne już wiedzą... Tyle tam uczuć i pięknych melodii, które jak się pozna, to żyć bez nich nie można. Dla mnie to bardziej Chopin, a nie Liszt harfy jeśli już, a z resztą, przestańmy porównywać, niech każdy będzie sobą. To jeden z najpiękniejszych utworów, które znalazłam w całym moim życiu, marzę o tym, by usłyszeć go na żywo.
Jest również drugi koncert, w tonacji Es-dur, który również jest piękny, ale nie chwycił mnie tak mocno za serduszko jak g-moll. Btw, początek mi troszkę przypomina pierwsze takty koncertu klarnetowego Kurpińskiego, a Wam? :)
Tutaj przecudne, pisane z "filmowym" wręcz rozmachem Concertino na dwie harfy w d-moll. Eh, ta ostatnia, żywiołowa część! <3
A z muzyki solowej - pełna uroku Serenada.
Jak to słyszę to wyobrażam sobie że to gra Harpo Marx... Nie wiem czemu, ale wydaje mi się to być bardzo w jego stylu, naprawdę. To jest komplement oczywiście.:)
Posłuchajcie Eliasza, bardzo was proszę, podziwiajcie go ze mną!
A tak w ogóle... to czy wiecie o tym, że w konstrukcji współczesnej harfy orkiestrowej maczał palce pewen Polak? Tak było! Chcecie o tym artykuł?
Pozdrawiam!
Cytat " Einojuhani Rautavaara (1928-2016) pokazał znakomicie, że pod koniec XX wieku można pisać piękną i emocjonalną muzykę od której głowa ani uszy nie bolą".Nie będę tu przytaczał innych Twoich opinii o muzyce współczesnej.Dziecko piszesz takie głupoty od których bolą mnie zęby. Z tego co się zorientowałem studentką jakiejś Akademii Muzycznej, wnuczką wybitnego polskiego kompozytora Andrzeja Dobrowolskiego a Twoje horyzonty intelektualno-estetyczne dotyczące muzyki są żenujące. Muzyka musi być melodyjna, śliczniutka, piękniutka, bron boże nie wymagająca jakiegokolwiek wysiłku w jej zrozumieniu, bo inaczej od tego boli głowa a przecież i tak nie warto bo przecież taki Xenakis to ocean pustki, a koncert harfowy Ginastery jest okropny( zresztą ten wyjątkowo konwencjonalny utwór jest wyjątkowo melodyjny).Kobieto ogarnij się i posłuchaj muzyki Pierra Bouleza, Karheinza Stockausena, Harrisona Birtwistla, Arne Nordheima, Agaty Zubel, Giacondo Scelsiego czy Beata Furrera. Tak, tu trzeba trochę wysiłku ale do diaska czego Ciebie w tej szkole uczą... że muzyka ma być łatwa przyjemna i najlepiej w jej takt przytupywać nóżką. Ogarnij się, bo kompromitujesz swoje środowisko akademickie.Do roboty!!!
OdpowiedzUsuńJak mogę kompromitować swoje środowisko akademickie skoro nie jestem przedstawicielem żadnego? Nie jestem też wnuczką tego pana, więc o co chodzi?
UsuńJak Ci się nie podoba,to nie czytaj.
XD Mnie boli głowa już na samą myśl o jakimś współczesnym "kompozytorze". Ja za to mam wykształcenie muzyczne, ale jak sobie przypomnę, że gdy niedawno (mam 22 lata) musiałem w ramach wszechstronnej muzycznej edukacji przytakiwać tym bzdurom na temat twórczości tych "artystów" to zbiera mi się na wymioty. Muzyka klasyczna i sztuka skończyła się uogólniając przed końcem 18-stego stulecia - dalej to już tylko postępująca karykaturalizacja i degeneracja. Ale jak to powiedział kiedyś jeden zły pan "kłamstwo wielokrotnie powtarzane staje się prawdą", a następstwem kłamstwa o sztuce jest szablonowość osób z nią związanych, bo przecież nikt kto nie chce się narazić ostracyzmowi nie powie, że Penderecki powinien lepiej pozostać przy nuceniu pod prysznicem niż "komponować xd
Usuń