Taki jest stereotyp, że jak masz małe ręce, takie, którymi nie złapiesz 10 klawiszy, to w ogóle profesjonalną grę na fortepianie powinieneś sobie odpuścić. Bo będziesz miał problemy z Lisztem, Chopinem, Rachmaninowem, Skriabinem...
Czy zauważyliście jakie małe rączki miał Skriabin? Wg. tego obrazka obejmował tylko oktawę, a przecież był zaliczany w poczet najwybitniejszych pianistów swej epoki. A Daniel Barenboim, jeden z współczesnych wirtuozów?
Ja mam mniej więcej takie ręce jak Barenboim, więcej niż nonę nie złapię. Tylko oczywiście ja nie jestem profesjonalnym pianistą. ;D
Duże łapki pomagają w grze na fortepianie, nie mówię że nie, ale mniejsze wcale nie są tragedią. Takich olbrzymich interwałów jak undecyma czy duodecyma, z tego co wiem, nie ma w większości utworów , a jak już się pojawią, można zawsze ratować się arpeggiem, czyli złamaniem akordu.
Bardziej chyba chodzi o to, by mieć rozciągniętą dłoń... ale z tym nie wolno przesadzać. Schumann rozciągał i sobie coś zrobił...
Po za tym, jak masz jesteś średniego wzrostu czy jesteś po prostu kobietą, to to normalne że nie masz takich dłoni jak Rachmaninow. Poza tym, jemu podobno ręce szybko mu się męczyły i musiał robić przerwy w graniu.
Wniosek: nie przejmujcie się stereotypami, że pianista musi mieć łapska jak widły, tylko zerknijcie sobie na fajną infografikę i idźcie coś pograć, albo posłuchać 🎶 🎼 🎹
***
Np. takich fajnych preludiów Reinholda Glièrego, kompozytora rosyjskiego o korzeniach polskich i niemieckich. Dopiero go poznaję i jak na razie jest super. :)
🎶
Koncert fortepianowy jest utworemna fortepiani orkiestrę. Najczęściej składa się z trzech części, które różnią się od siebie charakterem i formą... Środkowa zazwyczaj jest wolna, a skrajne mają szybsze tempo...
A to jest lista 10 koncertów fortepianowych, które znać trzeba. Najpierw parę małych uwag:
- nie jest to lista moich faworytów! Nie chcę nikomu narzucać własnego gustu. Moi ulubieńcy, jeśli kogoś to ciekawi, są wypisani na dole. ⬇
- moim targetem są w tym momencie osoby dopiero rozpoczynające przygodę z taką muzyką, które nie znają wielu utworów, a nie znudzeni standardami starzy wyjadacze, którzy szukają nowych utworów do posłuchania :D
- układ jest chronologiczny, bo taki tylko jest sprawiedliwy.
No to zaczynamy.
1. Wolfgang Amadeusz Mozart -XXII Koncert fortepianowy d-moll KV466 (1785)
Mój ulubiony koncert Mozarta i jeden z moich ulubionych w ogóle! Mam ciary za każdym razem gdy słucham pierwszej części, no po prostu słów brakuje :D
2. Ludwig van Beethoven - V Koncert fortepianowy Es-dur Cesarski , op.73 (1811)
Koncert Es-dur zwany Cesarskim to po prostu wulkan pozytywnej energii.
Nie masz siły, znów nie chce ci się wziąć do roboty? Słuchawki na uszy i
słuchać pierwszej części Cesarskiego! Ta muzyka jest niezwykle
motywująca, optymistyczna, prosta, zawadiacka i przy tym piękna. Potrafi
naładować na cały dzień, można jej słuchać rankiem :) Adagio zaś jest przepojone niezwykłym uczuciem, jest takie romantyczne... A radosna część trzecia... nie, ja nie mam słów, po prostu! :D
3. Fryderyk Chopin - I Koncert fortepianowy e-moll, op.11 (1830)
Jeden z dwóch koncertów Chopina. W czasie konkursu chopinowskiego możemy
wysłuchać go nawet z 10 razy... Eksperci zarzucają Chopinowi, że
orkiestracja jest nieciekawa. I co? I nikt się tym
nieprzejmuje... Faktycznie, Fryderyk nie był objawieniem w dziedzinie
muzyki orkiestrowej, ale za to jak nikt potrafił tworzyć przepiękne
melodie!! Po za tym ja naprawdę uwielbiam to orkiestrowe tło... Więc jest must hear.
4. Robert Schumann - Koncert fortepianowy a-moll, op.54 (1845)
Koncert, który był w swych czasach skandalem, bo Schumann nie skomponował orkiestrowego wprowadzenia i fortepian zaczyna grać od razu. Jako muzyczny
rewolucjonista, napsuł tym krwi muzycznym konserwatystom. Chciał ponadto,
żeby koncert był jednoczęściowy - ale tego było już za wiele, więc wziął
się w garść i machnął jeszcze dwie części. I dobrze, bo dzięki temu
mamy więcej pięknej muzyki. Powstał idealny romantyczny koncert, taki że aż ciary przechodzą i zaczynamy płakać...
Podobno
Chopin tego dzieła Schumannowi zazdrościł...
5. Johannes Brahms - I Koncert fortepianowy d-moll, op.15 (1858)
A to jeden z mych kochanych... Młodzieńcze dzieło Brahmsa, jego pierwszy utwór orkiestrowy, który został wykonany. Te emocje: gniew,
smutek, powaga, nostalgia, radość i niezwykła energia, te kontrasty...
Jak was nie wzruszy, to chyba macie serca z kamieni ;) W tym koncercie
i orkiestra, i fortepian są potężne,oboje współpracują, są tak samo ważne.
Szkoda, że Schumann (który snuł wspaniałe prorocze wizje na temat muzyki orkiestrowej Brahmsa) nie zdążył już tego usłyszeć...
6.Edward Grieg - Koncert fortepianowy a-moll, op.16 (1868)
Był Schumann, to Grieg być musi. Młody Norweg bardzo zainspirował się
koncertem Roberta. Porównajmy sobie części pierwsze obu dzieł, czyż nie
są podobne w formie? Jest to chyba pierwszy koncert
jakiego posłuchałam. Grieg się postarał, i to bardzo! Poprawiał swój koncert
kilkakrotnie, ostatni raz w 1907 roku.
7.Piotr Czajkowski - I Koncert fortepianowy b-moll, op.23 (1875)
Koncert b-moll Czajkowskiego to jeden z jego najpopularniejszych utworów. Kogo nie wzrusza liryczny początek pierwszej części? Każdy na pewno gdzieś już to słyszał, nawet jak o tym nie wie.
Melodia jest tak znana, że kiedyś przerabiano ją na foxtrota i tańczono :D
8. Sergiusz Rachmaninow - II Koncert fortepianowy c-moll, op.18 (1900)
Był pierwszym utworem, który zrobił na mnie takie piorunujące wrażenie.
To było coś niesamowitego. Zima, żółtodziób i arcydzieło. I pierwsze
takie wzruszenia...
Gdy Rachmaninow pisał ten koncert, wychodził z głębokiej depresji. Jego
poprzednie utwory nie były dobrze przyjęte. I może właśnie dlatego ten
koncert ma taką siłę, i już od prawie 120 lat zachwyca słuchaczy na
całym świecie...
9.Dymitr Szostakowicz - I Koncert fortepianowy, op.35
Zbliżamy się do końca, więc pora na coś co nie jest romantyzmem. Koncert
na fortepian, trąbkę i smyczki Szostakowicza to parę całkiem ładnych
melodii, niektóre brzmią wręcz kreskówkowo i bardzo lekko. Orkiestracja
też na poziomie. Ale moim zdaniem Szostakowicz nie dorasta romantykom do
pięt... Nie przepadam za nim, niestety. Może kiedyś wyjaśnię dlaczego.
10. Francis Poulenc - Koncert fortepianowy cis-moll, FP 146 (1949)
Na koniec melodyjny francuski neoklasycyzm w postaci ostatniego koncertu
instrumentalnego Francisa Poulenca, kompozytora z grupy Les Six. Już od
pierwszych taktów urzeka niezwykle barwną, lśniącą instrumentacją. Ta
muzyka żyje i pulsuje, genialnie nadawałaby się do jakiegoś filmu...
takiego typowo francuskiego komediodramatu oczywiście...
***
Miało być obiektywnie, a wyszło jak zawsze. Romantyzm rządzi, a
dwudziesty wiek po macoszemu traktowany. No cóż..
Ja kocham: koncert b-moll Atterberga, oba koncerty Brahmsa, Cesarski Beethovena, cudowny koncert Schumanna, koncert e-moll Chopina, K466 Mozarta, II koncert Rachmaninowa, koncert fortepianowy Skriabina i jeszcze parę innych.
Mam jeszcze w planie listy o polskich arcydziełach oraz o zagranicznych mało znanych koncertach. Muszę ich poznać jeszcze więcej :)
Jakie są Wasze ulubione koncerty fortepianowe? Co polecilibyście początkującym? Mały edit 21.11.2016 - wyrzuciłam Atterberga, i zamiast niego jest Czajkowski. Atterberg będzie miał swoje pięć minut na innej liście.
Zapraszam do komentowania i dyskusji :)
___________________________________________________ Ilustracja: Charles Edward Chambers Paderewski grający menueta
Dziś artykuł o gościu, o którym chyba nikt nie będzie chciał czytać. Jest zapomniany, nie gra się go w ogóle - co więcej, on chyba sam sobie na to zapracował.
Apolinary Szeluto (1884-1966) - jeden z czterech kompozytorów wchodzących w skład grupy Młoda Polska.
Apolinary Szeluto
Nauczyciel Szeluty, Zygmunt Noskowski (lubię go) uważał, że Apolinary jest najzdolniejszym z jego uczniów i na pewno świat o nim usłyszy...
Z zawodu był prawnikiem. W okresie międzywojennym pracował jako sędzia, notariusz, a oprócz tego oczywiście komponował i występował jako pianista. Żył dłużej od Fitelberga, Szymanowskiego i Różyckiego i napisał znacznie więcej niż oni. Sonaty, koncerty, praktycznie wszystko i na każdy skład. Samych symfonii napisał 25 (choć niektórzy utrzymują że 28, 14 lub 17). Kapujecie? Tyle tego i to jeszcze większość powstała w czasie okupacji hitlerowskiej. Po II wojnie światowej opowiedział się za socrealizmem w muzyce, nadal komponował sporo, ale podobno słabiutko. Był chory umysłowo. Ostatnie lata spędził w przytułku, zmarł w Chodzieży i pochowany jest w Słupcy.
Aha, jego rękopisy kupiła Biblioteka Narodowa i trzyma pod kluczem.
Czemu się go nie gra? Podobno nie umiał wykształcić własnego stylu i w jego utworach jest tyle zmian chromatycznych, że utwór staje się po prostu nudny. Po za tym, może nie umiał się się wkupić w łaski, albo - jak Borodin, Nietzsche czy Herschel - traktował muzykę jako hobby i komponował dla samej frajdy komponowania. Parę nagrań:
Mazurek G-dur, op.52
pieśń Dwa słowa
i jedyny nagrany utwór orkiestrowy, poemat symfoniczny Cyrano de Bergerac.
Powiem, że okropnie jestem ciekawa jego symfonii. *** Jak zwykle, przepraszam za tytuł. Chciałabym, żeby ten gość się z czymś kojarzył, a nie tylko był jakimś papierowym nieboszczykiem z encyklopedii.
EDIT 18.11.2016
Zmieniłam ten hańbiący tytuł.
Dowiedziałam się, że Apolinary naprawdę łatwo nie miał. W czasie II wojny światowej jego obaj synowie zginęli. Jerzego wykończyło NKWD, a Andrzej zginął od bomby już we wrześniu 1939.
Po wojnie Szeluto był sędzią, notariuszem, a nawet przewodniczącym Komitetu PPS w Słupcy. W 1947 zmarła mu żona, on sam ciężko zachorował, przeszedł na emeryturę. Żył jeszcze przez 19 lat. Towarzyszył mu tylko pies Ciapek. Dalej to już wiecie, umieszczono go w przytułku... i tak skończył.
Obejrzałam dziś Goplanę i muszę powiedzieć, że mam mieszane uczucia.
Nie będę oceniać tu libretta pióra Ludomiła Germana, który powybierał z BalladynySłowackiego pewne wątki i opisał je w sposób niezbyt wyszukany.W czasie zaborów opera do tekstu naszego wieszcza nie mogłaby być wystawiona, to dlatego.
Goplana, Skierka, Chochlik i Grabiec nad Gopłem
Najpierw więc może to, co mi się podobało. Soliści. Mój osobisty faworyt to Kostryn. Już w czasie pierwszego spotkania orszaku Kirkora z wdową i jej córkami widać było, że Balladyna mu się podoba. Tak samo Grabiec (tenor) był świetny, komiczny i tragiczny zarazem. Z postaci kobiecych najbardziej podobała mi się Wdowa oraz Balladyna - ale Alina, Skierka, Chochlik i Goplana też pięknie śpiewały i grały bardzo dramatycznie. Ze scen chóralnych genialnie brzmi pieśń wojskowa w pierwszym akcie. Sceny nad jeziorem, z mgłą i łódką, którą płynął Grabiec też są bardzo udane i efektowne. Scenografia - która była bardzo szczątkowa - bo właściwie były to tylko białe stoły i krzesła - też może być. Kostiumy nawet adekwatne - raziły mnie tylko plastikowe zbroje... Kirkora wyglądała jak ta biała z Gwiezdnych Wojen, a jego orszak miał czerwone i niebieskie. Ale na to da się przymknąć oko.
A co było w tej operze fatalne? Tłum! Pojawia się on już na początku, to postacie w strojach z różnych epok: mundurach galowych i polowych, habitach zakonnych, sukniach i płaszczach z dwudziestolecia międzywojennego, prawie nagie kaleki (weterani wojenni?); a nawet dwa ciała z żarówkami zamiast głów... Są tam też trzy kobiety wyglądające jak Matki Boskie, co ciekawe to one przywołują Goplanę na początku.
I ten dziwaczny tłum też dało by się znieść... gdyby nie jedna scena, która była po prostu okropna. Mowa o scenie uczty w pałacu. Wszyscy ci dziwacy siadają przy białych stołach i siedzą nieruchomo. Ale to jeszcze nic, orkiestra gra zdaje się mazura, i "taniec" też się odbywa... Obserwujemy coś w rodzaju drogi krzyżowej jakiegoś pomalowanego na żółto gościa, zgarbione dzieci z kolorowymi włosami i twarzami, idące za dziwną nauczycielką oraz kelnera w towarzystwie dam w dziwnych kieckach... Wszyscy oni chodzą i wiją się wokół białych stołów z nieruchomymi postaciami i wygląda to po prostu strasznie. I nie ma żadnego związku z treścią, tylko robi zamieszanie! Ta scena jest najgorszą w całej operze, to po prostu samobójstwo reżysera. Nie lepiej by było tam wstawić jakiś taniec czy coś, a nie jakieś chore i brzydkie wizje?
Brakuje też plamy i potem opaski na czole Balladyny - wszyscy przecież o niej śpiewają... Zakończenie opery też jest bardzo niejasne.
To ten koszmarny tłum...
***
Mimo tego bilans wychodzi raczej na plus. Muzyka była przecież genialna, soliści świetni i orkiestra też.
Warto na pewno obejrzeć, może doczekamy się kiedyś lepszych realizacji tej opery?
GOPLANA premiera tej realizacji: 23 października 2016 muzyka: Władysław Żeleński libretto: Ludomił German według „Balladyny” Juliusza Słowackiego reżyseria: Janusz Wiśniewski dyrygent: Grzegorz Nowak soliści: Wioletta Chodowicz (Balladyna), Edyta Piasecka (Goplana), Katarzyna
Trylnik (Alina), Małgorzata Walewska (Wdowa) , Karolina Sołomin (Skierka), Anna Bernacka (Chochlik), Rafał
Bartmiński (Grabiec), Mariusz Godlewski (Kostryn), Arnold Rutkowski (Kirkor), Jan Żądło (Wypatrujący Oczy)
Orkiestra i Chór Teatru Wielkiego-Opery Narodowej w Warszawie
W dniu Wszystkich Świętych posłuchajmy requiem Gaetano Donizettiego. Msza mniej znana niż jego opery i niż inne requiem, a przecież tak poruszająca... Donizetti ofiarował ją pamięci kompozytora Vincenzo Belliniego, który zmarł przedwcześnie w wieku zaledwie 34 lat.
Tragizm, smutek, a przy tym niezwykła nadzieja i łagodność... Requiem urzeka już od pierwszych nut...