wtorek, 27 marca 2018

Elias Parish Alvars - Liszt harfy?

Elias Parish Alvars to genialny angielski harfista i kompozytor, tworzący w czasach Chopina i Mendelssohna (prawie co do roku się to zgadza, niestety...). Czyli jednak w angielskiej muzyce pomiędzy Purcellem a Elgarem coś było!
Elias Parish Alvars, portret autorstwa Josepha Kriehubera, 1839
Urodził się 28 lutego 1808 jako Eli Parish w Teighmouth w hrabstwie Devon. Jego rodzicami byli Joseph Parish, miejscowy organista oraz jego żona, Mary Ann. Na początku lat trzydziestych, kompozytor dodał do nazwiska człon Alvars (niewiadomo skąd to wziął) oraz zmienił imię na Elias. Muzyki uczył go francuski kompozytor oraz harfista i pianista, Nicolas-Charles Bochsa w Królewskiej Akademii Muzyki w Londynie. Ów Bochsa był wcześniej nadwornym harfistą Napoleona oraz Ludwika XVIII i uciekł z Francji do Anglii, bo w 1817 oskarżono go o fałszerstwo. Żeby było ciekawiej, to on w 1855 znalazł się w Australii (!) i tam też umarł... Ciekawy facet, kolejny wymagający dokładniejszego rekonesansu. Ahh, to czasy Karolka naszego przecież są! <3

Ale wracajmy do Eliasza. Nauki pobierał również we Florencji oraz Paryżu. W 1836 został pierwszym harfistą Opery Wiedeńskiej.W 1842 poślubił piętnaście lat od siebie młodszą Melanie Lewy, zdolną harfistkę i pianistkę pochodzącą z żydowskiej rodziny. Mieli dwoje dzieci i często koncertowali razem - to właśnie w celu wspólnych występów powstały przepiękne concertina na dwie harfy (lub fortepian i harfę) oraz orkiestrę.
Melanie Lewy, portret autorstwa Leopolda Müllera, 1840
Eliasz grał na najnowocześniejszej i najdoskonalszej wówczas harfie - pedałowym instrumencie projektu Sebastiana Erarda, który nabył w roku swojego ślubu.

Inni wielcy muzycy epoki nie kryli dla niego swego uznania - a byli to: Mendelssohn, Thalberg, Berlioz, który zwykł nazywać go Lisztem harfy oraz oczywiście Liszt.

Największym bodaj zaszczytem jaki spotkał kompozytora było mianowanie go nadwornym muzykiem cesarza Ferdynanda I w roku 1847. Niestety w roku następnym zaczęła się Wiosna Ludów, która przyniosła Parishowi Alvarsowi duże straty finansowe. W 1848 roku nie zagrał już ani jednego koncertu. Stan jego zdrowia bardzo szybko się pogorszył. Kompozytor zmarł 25 stycznia 1849, prawdopodobnie na zapalenie płuc, pozostawiając rodzinę w skrajnej biedzie. Jego żona musiała sprzedać niektóre swe ubrania żeby zapłacić za pogrzeb. W 1854 opublikowała w Londynie jego ostatnie kompozycje, a dwa lata później sama odeszła z tego świata :'(

***
Dlaczego obecnie Elias Parish Alvars nie jest praktycznie w ogóle znany? Myślę, że główną przyczyną jest to, że harfa jest znacznie mniej popularna niż np. fortepian. Nie było i nie ma harfistów którzy dorównywali by sławą wybitnym pianistom... zaraz zaraz, był jeden! Ale on się nie liczy.

Oprócz harfowej wirtuozerii dzieła Parisha Alvarsa pełne są barwnej i żywej orkiestracji, która nie pozwala słuchaczowi nudzić się ani na chwilę.

Najbardziej urzekł mnie jego koncert harfowy g-moll, o czym co wierniejsi czytelnicy zapewne już wiedzą... Tyle tam uczuć i pięknych melodii, które jak się pozna, to żyć bez nich nie można. Dla mnie to bardziej Chopin, a nie Liszt harfy jeśli już, a z resztą, przestańmy porównywać, niech każdy będzie sobą. To jeden z najpiękniejszych utworów, które znalazłam w całym moim życiu, marzę o tym, by usłyszeć go na żywo.



Jest również drugi koncert, w tonacji Es-dur, który również jest piękny, ale nie chwycił mnie tak mocno za serduszko jak g-moll. Btw, początek mi troszkę przypomina pierwsze takty koncertu klarnetowego Kurpińskiego, a Wam? :)


Tutaj przecudne, pisane z "filmowym" wręcz rozmachem Concertino na dwie harfy w d-moll. Eh, ta ostatnia, żywiołowa część! <3



A z muzyki solowej - pełna uroku Serenada.
Jak to słyszę to wyobrażam sobie że to gra Harpo Marx... Nie wiem czemu, ale wydaje mi się to być bardzo w jego stylu, naprawdę. To jest komplement oczywiście.:)


Posłuchajcie Eliasza, bardzo was proszę, podziwiajcie go ze mną!

A tak w ogóle... to czy wiecie o tym, że w konstrukcji współczesnej harfy orkiestrowej maczał palce pewen Polak? Tak było! Chcecie o tym artykuł?

Pozdrawiam!

3 komentarze:

  1. Cytat " Einojuhani Rautavaara (1928-2016) pokazał znakomicie, że pod koniec XX wieku można pisać piękną i emocjonalną muzykę od której głowa ani uszy nie bolą".Nie będę tu przytaczał innych Twoich opinii o muzyce współczesnej.Dziecko piszesz takie głupoty od których bolą mnie zęby. Z tego co się zorientowałem studentką jakiejś Akademii Muzycznej, wnuczką wybitnego polskiego kompozytora Andrzeja Dobrowolskiego a Twoje horyzonty intelektualno-estetyczne dotyczące muzyki są żenujące. Muzyka musi być melodyjna, śliczniutka, piękniutka, bron boże nie wymagająca jakiegokolwiek wysiłku w jej zrozumieniu, bo inaczej od tego boli głowa a przecież i tak nie warto bo przecież taki Xenakis to ocean pustki, a koncert harfowy Ginastery jest okropny( zresztą ten wyjątkowo konwencjonalny utwór jest wyjątkowo melodyjny).Kobieto ogarnij się i posłuchaj muzyki Pierra Bouleza, Karheinza Stockausena, Harrisona Birtwistla, Arne Nordheima, Agaty Zubel, Giacondo Scelsiego czy Beata Furrera. Tak, tu trzeba trochę wysiłku ale do diaska czego Ciebie w tej szkole uczą... że muzyka ma być łatwa przyjemna i najlepiej w jej takt przytupywać nóżką. Ogarnij się, bo kompromitujesz swoje środowisko akademickie.Do roboty!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mogę kompromitować swoje środowisko akademickie skoro nie jestem przedstawicielem żadnego? Nie jestem też wnuczką tego pana, więc o co chodzi?

      Jak Ci się nie podoba,to nie czytaj.

      Usuń
    2. XD Mnie boli głowa już na samą myśl o jakimś współczesnym "kompozytorze". Ja za to mam wykształcenie muzyczne, ale jak sobie przypomnę, że gdy niedawno (mam 22 lata) musiałem w ramach wszechstronnej muzycznej edukacji przytakiwać tym bzdurom na temat twórczości tych "artystów" to zbiera mi się na wymioty. Muzyka klasyczna i sztuka skończyła się uogólniając przed końcem 18-stego stulecia - dalej to już tylko postępująca karykaturalizacja i degeneracja. Ale jak to powiedział kiedyś jeden zły pan "kłamstwo wielokrotnie powtarzane staje się prawdą", a następstwem kłamstwa o sztuce jest szablonowość osób z nią związanych, bo przecież nikt kto nie chce się narazić ostracyzmowi nie powie, że Penderecki powinien lepiej pozostać przy nuceniu pod prysznicem niż "komponować xd

      Usuń