Tak wiem, infantylne, ale musiałam |
Co nie oznacza że jest moim ulubionym twórcą symfonii, bo wcale nie jest, sorry.
Nie dziwię się, że jego muzyka nie podobała się krytykom w jego czasach, ani że obecnie nie jest tak popularna, mimo usilnych prób lansowania jej. Jest specyficzna. Dziwna. Ekscentryczna. Egzaltacja taka, że aż nie wypada. No i huśtawka nastrojów.
Żona Mahlera nie lubiła chodzić z nim na spacery, bo nigdy nie szedł w równym tempie, potrafił nagle przyśpieszyć i trudno było za nim nadążyć. Pracoholik, nerwus, miłośnik jeżdżenia na rowerze, pływania, turystyki górskiej... i takie tam inne ciekawostki. Nie wymawiał r po za tym. I raczej był niesympatyczny.
_________________________________
No ale dość tego!!!
Z symfonii Gucia nie wiem która w całości podoba mi się najbardziej. W całości rzadko ich słucham, bo są za długie. Stanowczo.
Ulubione to chyba 6, 7, 3, 5, 1, 8, 9. W słynną Dwójkę nie wsłuchałam się jeszcze dostatecznie. Najmniej z całej jego twórczości pociąga mnie jego twórczość wokalna. Kindertotenlieder, Pieśń o Ziemi, Pieśni wędrującego czeladnika - posłuchane, ale bez rewelacji.
Na pytanie, który fragment z calutkiego Mahlera lubię najbardziej, odpowiedziałabym bez namysłu. Andante moderato z VI Symfonii. Nie da się go opisać. Z resztą, Mahler powiedział, że jeśli kompozytor potrafi wyrazić słowami to, co ma na myśli, to nie powinien pisać muzyki.
Tu owy fragment. Fajna krówka na miniaturze, całe wideo zresztą jest bardzo dobrze zmontowane. Ale przede wszystkim mamy tu mistrzowską interpretację. Karajan. Aż się smutno robi, że nie nagrał wszystkich symfonii GM.
Natomiast obecnie bardzo lubię słuchać innego fragmentu. Druga część VII Symfonii. Nachtmusik.
Polecam posłuchanie - ale proszę to robić w nocy i to najlepiej pod gołym niebem.
Oczywiście, jeżeli oczekujecie melancholijnego, tkliwego nokturnu, to się rozczarujecie. Noc sportretowana w tym fragmencie to noc tajemnicza, podczas której wszystko jest inne niż za dnia, magiczna, dziwna pełna groteski... no pełna po prostu Mahlera... No i last but no least - odgłosy natury! Są w tej partyturze oddane tak wspaniale, że kiedyś słuchając sobie tego wieczorem (oczywiście podczas spaceru) nie miałam pewności, czy słyszę świerszcze prawdziwe czy te muzyczne. Zatrzymałam na chwilę muzykę i co się okazało? Że to oczywiście muzyczne!
Tu macie pod batutą Bernsteina. Ja uwielbiam interpretację Soltiego, szkoda że nie ma jej na YT.
Jakbym chciała dać tu wszystkie fragmenty, które są fajne, to by mi miejsca nie starczyło (tia). :D
Na szczęście trochę tego jest już w innych notkach. A nie chcę tu dawać jakiegoś depresyjnego adagia. Mahler miał niesamowity talent do wolnych części, jego adagia są najlepsze, ale depresyjne, a ja was nie chcę zasmucać.
Macie więc Blumine w wykonaniu Mahler Chamber Orchestra. Śliczny fragment, który był pierwotnie w jego I Symfonii, ale potem Gustav go wywalił... No po co, ja się pytam, po co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz