I zmarł mając piętnaście...
Carl Filtsch, 1844 |
Carl Filtsch. Urodził się w 1830 roku w Mühlbach (Sebeș) w Transylwanii, jako syn luterańskiego pastora. To ojciec był jego pierwszym nauczycielem muzyki. Potem uczył się w Wiedniu u Fryderyka Wiecka (ojca Klary Schumann). Jako dziesięciolatek wystąpił na cesarskim dworze.
W roku 1841 wraz z bratem Josephem przybył do Paryża, by kształcić się u Fryderyka Chopina. Mistrz praktycznie nigdy nie uczył dzieci, po za tym udzielał tylko jednej lekcji tygodniowo - ale dla Carla postanowił zrobić wyjątek. Chłopiec miał u niego lekcje trzy razy w tygodniu.
Uznano go szybko za najzdolniejszego z uczniów Chopina. Zachwycali się nim Liszt, Meyerbeer, Moscheles, Rellstab (krytyk muzyczny) i Anton Rubinstein (tak samo jak on cudowne dziecko). Sam Chopin nie szczędził mu pochwał, mówił, ze Carl rozumie jego utwory jak nikt inny, że wykonuje je niesamowicie... Chłopiec tworzył również własne kompozycje.
Nauka u Chopina trwała około półtora roku. W 1843 Carl rozpoczął karierę wirtuoza. Wystąpił w Paryżu, Londynie, Wiedniu... Niestety, wkrótce musiał przerwać podróż koncertową - był bowiem chory na gruźlicę. Lekarze zalecili mu odpoczynek w Wenecji. Gdy jego zdrowie poprawiło się, wrócił do Transylwanii. Tam niestety choroba wróciła...
Następny wyjazd do Wenecji nie przyniósł już poprawy. Carl zmarł tam niespełna dwa tygodnie przed swoimi piętnastymi urodzinami... Został pochowany na Wyspie Św. Michała w Wenecji.
***
Jak o tym pomyślę, to serce mi się kraje. On nie zaczął jeszcze tak naprawdę żyć, a już musiał odejść...
Gdyby doczekał dorosłości, może zaliczano by go w poczet najgenialniejszych pianistów wszechczasów? Może zostałby wybitnym kompozytorem, i zmieniłby oblicze muzyki raz na zawsze?
Nie dowiemy się...
W Rumunii co roku organizowany jest konkurs pianistyczny jego imienia. I my pamiętajmy o Carlu, przecież był uczniem Chopina, i zostawił po sobie naprawdę piękne kompozycje...
Tutaj Romans bez słów op.3 nr 1, w wykonaniu Huberta Rutkowskiego. Carl napisał to jako trzynastolatek, trochę przypomina mi to Impromptus Schuberta.
A tu, mazurek es-moll, także opus trzecie... Zwróćcie uwagę na te ozdobniki, potrafił je wygrać swoimi trzynastoletnimi rękami...
Tu Adieu! (Das Lebewohl von Venedig) czyli Pożegnanie z Wenecją...
Bardzo wymowny tytuł... :(
A na koniec, jego Concertino h-moll na fortepian i orkiestrę... Przypomina mi koncert e-moll Chopina.
No i z tym was dzisiaj zostawiam...
Sama dowiedziałam się o Carlu dopiero wczoraj...
Cześć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz