czwartek, 29 listopada 2018

Dziś jest 188. rocznica wybuchu powstania listopadowego...

...przeto mogę sobie do woli spamować pieśniami napisanymi przez Karola Kazimierza Kurpińskiego i nikt, absolutnie nikt nie ma prawa się czepiać, ha! 



Najsłynniejszą, moi państwo, jest oczywiście Warszawianka, pierwszy raz wykonana 5 kwietnia 1831. Napisana została do słów francuskiego poety Kazimierza Delavigne, którego wiersz La Varsovienne został przetłumaczony na polski przez Karola Sienkiewicza. Tej pieśni chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. No dobra... wielu ludzi pytałam i nie kojarzą, co mnie smuci okropnie :(

Jest to najpopularniejszy utwór Karola Kurpińskiego, jedna z najbardziej znanych naszych pieśni patriotycznych, jeden z naszych najlepszych marszy oraz... jedna z pierwszych melodii których się nauczyłam grać, wiele lat temu. Sama Warszawianka udowadnia, że mamy do czynienia z talentem nieprzeciętnym. Tak porywającej melodii nie mógł, moi państwo, skomponować byle kto...



Kolejną jest Litwinka, czyli hymn Legionów Litewskich, napisana do słów legionisty Stanisława Cywińskiego.  Pierwszy raz wykonano ją 29 maja 1831 roku. Nie jest tak znana jak Warszawianka, w sumie to jest zapomniana... ale też ma genialną melodię (marsz ❤️ ). W XIX wieku była bardzo popularna i śpiewana również na emigracji - kiedyś w Dreźnie usłyszał ją Ryszard Wagner i wykorzystał - obok Mazurka Dąbrowskiego i Mazurka 3 maja - w swojej uwerturze Polonia.



Inną pieśnią skomponowaną przez Kurpińskiego w czasach powstania jest Mazur wojenny, zwany też Mazurem Chłopickiego. Kurpiński pisał go w Boże Narodzenie 1830, a 28 grudnia został on wykonany.


A tutaj jest jeszcze Marsz obozowy, "napisany na odwachu Artylerii Gwardii Narodowej na warcie w nocy z 1 na 2 lutego 1831" - tak Kurpiński sam napisał na partyturze. W nocy on nie spał tylko był na odwachu z żołnierzami i pisał marsz, no patrzcie!!! 

 I JAK TU GO NIE KOCHAĆ?? I CI ŻOŁNIERZE GO WIDZIELI... ILE JA BYM DAŁA BY ZOBACZYĆ GO PRZY PRACY, JACY SZCZĘŚCIARZE, JA NIE MOGĘ...


Ogółem Kurpiński napisał podczas powstania osiem pieśni (podaję za książką ks.Tadeusza Przybylskiego), z których ostatnią był mazur Oblężenie Warszawy, wykonany 4 września 1831 roku, kiedy Moskale napadli na Warszawę. Ale ani tego utworu, ani trzech pozostałych nie mogę nigdzie znaleźć do posłuchania, jaka szkoda... a wiem że nuty, przynajmniej do Oblężenia, to sobie leżą spokojnie i nich ich nie tyka, podobnie jak wielu innych utworów Kurpińskiego. A nuty są chociażby tutaj.

Od siebie dodam, że to szkoda, że taka piękna pieśń jak Litwinka uległa zapomnieniu i nie ma nagranej orkiestrowej wersji jak te inne. U mnie zajmuje drugie miejsce zaraz po Warszawiance, a potem jest Marsz obozowy, a na koniec Mazur Chłopickiego. Nie dlatego, że nie lubię Chłopickiego, nie...

Zresztą, nie chciałam - na razie - rozkminiać tematu powstania, tylko sobie pospamować Karolkiem... 

Pozdrawiam!

niedziela, 18 listopada 2018

Carl Maria von Weber

Dzisiaj są urodziny Webera i czuje się w obowiązku coś napisać, bo jeszcze go tu nie było WCALE na tym blogu.

Ani jednego utworu przez trzy lata - no jak to, weźże Honorata coś z tym zrób...


Patrzcie jaki był śliczny

No ten profil <3 Jak kocham Pinteresta.

Carl Maria von Weber (1786-1826) to wybitny niemiecki kompozytor epoki wczesnego romantyzmu i bla bla bla, zacznijmy od jakichś ważnych rzeczy.

24 marca 1823 w Dreźnie spotkał się z nim Kurpiński i wiecie jak opisał w pamiętniku?

Jest to figureczka niska, wyschła, nogi pokoślawione, mało mówiąca ale do rzeczy.

To by się zgadzało.
On miał coś z nogami od urodzenia,  a mało mówił z powodu tego, że kiedyś napił się przez przypadek kwasu azotowego. I prawie przez to umarł, na szczęście go odratowali. Ale jego głos nigdy już nie był taki, jak poprzednio. Jakie są kulisy tego wypadku? Pisze o tym szerzej jego syn w swoich wspomnieniach. Weber parał się litografią, by w ten sposób wydawać swoje utwory; pewnego razu, ślęcząc nad tą pracą do późna, był tak zmęczony, że chcąc się napić, pomylił butelki no i katastrofa.

Kurpiński i Weber się jeszcze parę razy spotykali, a w Wielkanoc po kościele poszli sobie nawet razem na spacer wzdłuż Łaby. I choć nasz Karol uważał, że muzyka w operach Webera jest "za mądra", to i tak wystawił w Warszawie jego Precjozę oraz Wolnego strzelca. No i grzech nie wspomnieć o tym, że Weber znał operę Kurpińskiego Pałac Lucypera, bo wystawiono ją w Dreźnie.I podobno miała ona wpływ na Wolnego strzelca właśnie.

Najdziwniejsze jest to, że Kurpiński pisze o nim "Maria Weber". Po prostu - Maria. Miał żal do niego, że dzieli z nim swoje pierwsze imię, czy co? xD A może Weber była kobietą? Labirynty logiki Kurpińskiego są nie do ogarnięcia czasami. Wiem co mówię :)

Weber był stryjecznym bratem żony Mozarta, Konstancji, i równolegle z karierą kompozytora i dyrygenta (był dyrektorem opery kolejno we Wrocławiu, Stuttgarcie, Pradze i Dreźnie, a także w latach 1804-06 kapelmistrzem w posiadłości księcia Eugeniusza Wirtemberskiego w Pokoju na Opolszczyźnie), rozwijał karierę pianistyczną. Uważany jest za prekursora romantycznej opery i  wybitnego przedstawiciela stylu brilliant. Niestety, zmarł mając niespełna 40 lat. Zabiła go - a jakże - gruźlica i to w dodatku w Londynie, do którego pojechał na koncerty. Miał żonę i trójkę małych dzieci, płaczcie ze mną :(

***
Uwertura do Wolnego strzelca to taka moc, nie mówcie, że nie...




Bardzo podoba mi się też Koncert fortepianowy Es-dur. Szybko zajął wysokie miejsce w moim osobistym rankingu, w dużej mierze przez to przecudne Adagio. Tak brzmi miłość, moi państwo <3

Napisał też dwa koncerty klarnetowe, z których mym faworytem jest pierwszy, w tonacji f-moll. Ten epicki początek... I Adagio znów jest bardzo nastrojowe i śliczne.

A drugi koncert, choć nie chwycił mnie tak mocno za serduszko, też zasługuje na wzmiankę i posłuchanie, bowiem finałowe rondo utrzymane jest w rytmie poloneza. Nawet nieźle mu wyszedł, HA HA HA.


No i wspaniała muzyka kameralna. Zachwycił mnie niezwykle ten kwartet na fortepian, skrzypce, altówkę i wiolonczelę.


Warto też dodać, że w muzyce do sztuki Turandot (tak, to była sztuka teatralna, wiele lat przed tym jak Puccini napisał taką operę ), Weber użył oryginalnej chińskiej melodii ludowej, jako jeden z pierwszych kompozytorów w historii.

Napisał też masę utworów fortepianowych, z których najpopularniejszym jest walc Zaproszenie do tańca, pierwszy walc koncertowy (czyli przeznaczony do słuchania, a nie tańczenia), opracowywany potem na orkiestrę przez Berlioza i Liszta.



I to by było na tyle, mam nadzieję, że przypadła Wam do gustu moja prezentacja.

Cześć.

sobota, 3 listopada 2018

Requiem Berlioza

To już trochę taka tradycja (i bynajmniej nie świecka), że 1 lub 2 listopada dzielę się z Wami jakimś requiem. Dziś jest już 3 listopada (mój refleks też spoczywa w pokoju, wiem...)

W tym roku jest to Requiem Hektora Berlioza. Słuchałam już go kiedyś, jakieś dwa czy trzy lata temu chyba, ale zupełnie nie pamiętałam jakie to wielkie i poruszające dzieło; jedyne co moja głowa zapamiętała to była Tuba Mirum. Podczas gdy wcale nie to jest w tym utworze najlepsze... zresztą, po co oceniać czy porównywać, zwłaszcza jak się nie umie. Ja mogłabym tylko powiedzieć co mnie poruszyło najbardziej.

Zaręczam Wam, że ten utwór jest wart tego by na te prawie półtorej godziny odciąć się od świata i poświęcić mu należytą uwagę. A ja muszę go posłuchać ponownie.

I proszę, można sobie popatrzeć na muzyków... i jaki tam jest aplauz na koniec!


Requiem powstało w 1837 na zamówienie ministra spraw wewnętrznych Francji Adrien'a de Gasparin i jest poświęcone pamięci żołnierzy poległych podczas rewolucji lipcowej 1830 roku. 

Tak bym je chciała usłyszeć na żywo...

sobota, 6 października 2018

O Krogulskim raz jeszcze

Chodzi mi Józef Władysław Krogulski po głowie ostatnio. Pisałam o nim jakieś sto lat temu.
Jego koncert fortepianowy to jeden z moich ulubionych utworów już od dawna ( ten drugi temat w pierwszej części <3, no i finał! ), natomiast inne jego utwory jakoś wcześniej mojego serca nie zdobyły. Np. Oktet. Słuchałam go już dawno temu, ale chyba raz tylko i o nim zapomniałam, a przecież to też jakieś cudo jest! Nie wiem, co mi się wtedy z głową działo, że tak bezrefleksyjnie go odłożyłam.

Ileż jeszcze oktetów (dwoje skrzypiec, altówka, wiolonczela, kontrabas, flet, klarnet i fortepian) mamy w polskiej muzyce? Zważmy jeszcze na fakt, że to utwór z 1832, a zatem kompozytor miał ledwie 17 lat. Pierwsza część zaczyna się mrocznie i niepokojąco, tylko po to by zaraz oczarować nas pełnymi wdzięku i pogody melodiami. Potem następuje Adagio, liryczne i dramatyczne zarazem. Mam ciary za każdym razem gdy tego słucham. Główna melodia, najpierw intonowana przez flet, a następnie przejęta przez fortepian, to piękno samo w sobie... Co tu więcej pisać, posłuchajcie, niech i Was poruszy! Po scherzu mamy finał Allegro à la Bohémienne - Allegro vivace, w którym miesza się i humor i pasja; czy mi się zdaje czy rytmy krakowiaczka słyszę? 


Innym utworem są Wariacje na fortepian i orkiestrę , które niedawno pojawiły się w internecie. Warto posłuchać, szczególnie, gdy po zapoznaniu się z koncertem, złaknieni jesteście większej ilości orkiestrowej muzyki od Krogulskiego. Jeśli nie chce wam się wycinać hołubców w finale, to idźcie precz! nie chcę mieć z Wami nic wspólnego!

***
Były już rzeczy słodkie, teraz przejdźmy do gorzkich, które trzeba niestety przypomnieć.

Jak niektórym wiadomo, imć Krogulski zmarł w bardzo młodym wieku, bo miał jedynie 27 lat (1842). Na jego pogrzebie Karol Kurpiński, który nota bene był jego nauczycielem, podobno nazwał go "naszym Palestriną", co odnosi się do jego wybitnych dokonań na polu muzyki sakralnej. Napisał 10 mszy, 11 kantat, do tego pieśni kościelne, hymny, Miserere i na pewno jeszcze więcej. Był w końcu wybitnym dyrygentem chóralnym - ba, on porzucił karierę pianisty by chóry w Warszawie prowadzić!

Dlaczego pisałam, że przechodzimy do rzeczy gorzkich? Bynajmniej nie z powodu tego, że Krogulski tak młodo odszedł, choć rzeczywiście, to bardzo smutne i tragiczne. Chodzi o to, że tej jego muzyki chóralnej nie ma gdzie posłuchać. Spodziewam się, że wiele utworów zaginęło, ale niektóre się pewnie zachowały i zasługują na wykonanie i nagranie. Tym bardziej, że Krogulski już jako mały chłopiec był niezwykle pobożny, co na pewno wpłynęło na jego muzykę.

Próbkę chóralnego kunsztu Krogulskiego mamy tutaj - dwie części Miserere.


Czyż to nie piękne?

Więcej nagrań póki co nie uświadczymy. Czy zostanie z czasem coś nagrane - nie wiem, ale chciałabym tę muzykę poznać bardzo.

czwartek, 27 września 2018

Joseph-Nicolas-Pancrace Royer

Joseph-Nicholas-Pancrace Royer to jeden z najwybitniejszych francuskich klawesynistów epoki baroku.
Żył w latach ok.1705-1755, był nauczycielem muzyki dzieci króla Ludwika XV, w dorobku ma sześć oper napisanych dla paryskiej opery. Zapamiętany został głównie jednak jako autor utworów klawesynowych.


 Nie jestem jakimś wielkim fanem klawesynu, ale muzykę monsieur Royera szczerze pokochałam. Pasuje na ten instrument - moim zdaniem - idealnie. Po prostu dech zapiera i przyprawia o ciary. Uzależniłam się chyba trochę, bo nie mogę przestać go słuchać jak już zacznę.

Le Vertigo
W tym przypadku mamy też do czynienia z bardzo udatnie zmontowanym teledyskiem :)

La Marche des Scythes
Jeśli maszerującym oddziałom scytyjskim towarzyszyłaby taka muzyka, to ja nie mogę... chyba bym się przyłączyła

Teraz to i ja chcę klawesyn.

piątek, 31 sierpnia 2018

Polonez G-dur

Mam dla Was kolejnego poloneza  :)

Czyż nie jest śliczny? Mój ulubiony fragment to drugi temat w triu, od 1:32, sama słodycz i miłość i w ogóle... <3 Kocham to grać i mam nadzieję że KK się w grobie nie przewraca jak mnie słyszy, chociaż kto go tam wie...

Mam wydrukowane już dwa kolejne polonezy, których się nauczę tak szybko jak to tylko możliwe i nieśmiało Wam zaprezentuję... też są bardzo ładne, bo już je trochę grałam.

NUTKI

Drukować i uczyć się, nietrudne :)

wtorek, 31 lipca 2018

Polonez :)

Pierwszy raz w życiu nagrałam cały cudzy utwór i wrzuciłam do sieci, nie tylko na SoundClouda ale na Tumblra też...

To Polonez f-moll Kurpińskiego z 1814. Kocham ten utwór i jest jednym z moich ulubionych utworów do grania. Kocham te mroczną, melancholijną atmosferę pierwszych dwóch tematów i to, jakie Trio jest urocze i "mazurkowe", aww <3

Wiem, żem amator i nie umiem, ale się starałam i wyszło nie tak najgorzej.
Mam nadzieję, że Karol by mi głowy za to nie urwał jakby usłyszał.

Nutki są tutaj, zapraszam do grania:

https://imslp.org/wiki/3_Polonaises%2C_Book_2_(Kurpi%C5%84ski%2C_Karol)


Może zrobimy #KurpińskiChallenge i przez cały sierpień będziemy nagrywać jego polonezy i uwertury i resztę i wrzucać na SoundClouda i YouTube i Tumblra i Instagrama i gdziekolwiek? A ja będę pisać z tego sprawozdania tutaj i na tym dziwnym Tumblrze na którego nikt nie wchodzi? xD

Pozdrawiam.

środa, 4 lipca 2018

Prawdziwe oblicze Karola Kurpinskiego

Ten tekst siedział mi już w głowie od miesięcy.

I może się wydawać niektórym ludziom dziwny, ale jest zupełnie normalny i ważny.

Bo IKONOGRAFIA to rzecz bardzo ważna.

W przypadku Kurpińskiego nikt się nią jednak nie przejmuje, bo i nim samym mało kto się przejmuje... ale do rzeczy.




Najbardziej popularnym przedstawieniem kompozytora jest, NIESTETY, poniższe:
Rysunek Maurycego Fajansa, 1859 (źródło)
Ten portret został wykonany w 1859 roku - a zatem dwa lata po śmierci Kurpińskiego- przez Maurycego Fajansa, jako ilustracja do książki Maurycego Karasowskiego Rys historyczny opery polskiej.

 Fajans tworząc go wzorował się na litografii Józefa Sonntaga, którą portal Polona datuje na 1819-1830. Moim zdaniem pochodzi ona najwcześniej z 1824. Jedna z wymienionych obok portretu kompozytora oper, "Leśniczy z Kozienickiej Puszczy" miała premierę w 1822; mało tego, Kurpiński został jedynym dyrektorem opery w 1824 i tak na litografii jest tytułowany. Nikt nie nazywałby go tak, gdyby jeszcze pracował tam Elsner. 
Litografia Józefa Sonntaga (fragment), c.1824 (źródło)
Józef Sonntag (1784-1834), artysta rodem z Drezna, pozostawił nam po sobie wiele portretów różnych wybitnych Polaków i najpewniej rysował ich wszystkich z natury.

Cały XIX wiek był taki, że na potęgę przerysowywano różne obrazki, bo był to jedyny sposób na umieszczenie ich gdziekolwiek, nie znano wszak jeszcze fotografii!  I co za tym idzie, na każdej takiej kopii osoba wyglądała inaczej... przypomina mi się seria portrecików Mendelssohna przerysowywanych jeden z drugiego i na każdym z nich Feliks był coraz grubszy... xD

 Rysunek Fajansa został jeszcze przedrukowany w Album biograficznym zasłużonych Polek i Polaków XIX wieku z 1901, a w całym XX wieku i obecnie był i jest używany w różnych publikacjach, mimo tego, że mamy jak najbardziej dostęp do litografii Sonntaga.

Inna podobizna Kurpińskiego to dzieło Aleksandra Ludwika Molinariego z 1825.
Obraz Aleksandra Molinariego, 1825, olej na płótnie
Widzimy tu kompozytora przy fortepianie, zapewne u niego w mieszkaniu, na podłodze leżą opieczętowane paczki z nutami - na jednej z nich dopatrzyłam się tytułu Jadwiga. Mamy tu do czynienia z portretem nieformalnym (no popatrzcie na jego halsztuk, chyba by coś z nim zrobił zanim by wyszedł z domu xD) i dobrze, bo portrety nieformalne są najfajniejsze :)  Widać też psa co do którego mam swoją teorię. Otóż, w swym Dzienniku podróży z 1823 roku, Kurpiński kilkakrotnie wspomina swojego psiaka, który wabił się Gacek, zdrobniale "Gaściulek". A ten portret jest późniejszy tylko o dwa lata od owego dziennika, więc mam chyba prawo przepuszczać, że to właśnie Gacek :)

Szkoda, że wszystkie dostępne online zdjęcia tego obrazu mają małą rozdzielczość i nie można zbyt dobrze przyjrzeć się nutom lub napisom na paczkach... ciekawe co tam jeszcze jest.

Ten portret oczywiście też ma swoją brzydszą wersję - rysunek Józefa Tadeusza Polkowskiego z 1860, z Tygodnika Ilustrowanego... i pod tym jako autor oryginalnego portretu podany jest Aleksander Kokular zamiast pana Molinariego, co oczywiście jest nieprawdą, bo Molinari zostawił swój podpis na dolnym brzegu kotary, przyjrzyjcie się uważnie.
Tygodnik Ilustrowany, 1860 (źródło)
 Jak to się ma do oryginału to chyba widać... a jednak niektórzy używają.
 

Jest też taki portret:
Zakład Litograficzny Aleksandra Chodkiewicza, 1818-1827 (źródło)
Został wydany przez Zakład Litograficzny Aleksandra Chodkiewicza w Warszawie pomiędzy 1818 a 1827 rokiem (są to lata działania tego zakładu). Najprawdopodobniej autorem jest Walenty Śliwicki, bo na Wikipedii o Chodkiewiczu można przeczytać, że "W 1820 wydał Portrety wsławionych Polaków, rysowane na kamieniu przez Walentego Śliwickiego, z opisem ich życia, zbiór litografii znanych Polaków z ich życiorysami własnego opracowania". Większość litografii wydanych przez Chodkiewicza jest utrzymana w podobnym stylu, tj. oni są wszyscy do siebie na nich podobni, a przynajmniej ja tak to zauważam... Change my mind, one są prawie wszystkie na Polonie.

A paskudna kopia? Oczywiście!
Rok 1838, czasopismo Przyjaciel ludu, nr 39
Przyjaciel Ludu, 1838 (źródło)
I w dodatku lustrzane odbicie, ale tak się nawet obecnie w gazetach robi. Może bym nawet o tym nie pisała, bo to rzadko reprodukowane. Ale i tak się trafia.

Np. w ostatnio wydanej płycie z Aleksandrem i Apellesem jest ta ilustracja... Nie spodziewałam się tego zupełnie i jak to zauważyłam, to zaczęłam się śmiać, ale zaraz potem pomyślałam, że to straszna chałtura, jak można dzisiaj wykorzystywać takie średniej jakości obrazki, przeznaczone tylko do jednorazowego użycia tak naprawdę?

Biblioteki cyfrowe są bogactwem, ale używajmy ich zasobu z głową, proszę!!!



Czy to wszystkie portrety Karola Kurpińskiego?

Nie.

Ale co chciałam na razie wyłożyć, to wyłożyłam.

Będzie jeszcze druga część, już wkrótce, i tam dopiero będzie jedna ciekawa rzecz. Poczekajcie.

A tu jest podsumowanie najbardziej łopatologiczne EVER, nawet mogę komuś z tego mema zrobić jak chce (kliknijcie po lepszą jakość):


Bardzo byłabym rada żeby autorzy różnych artykułów o KK wzięli sobie to do serca, bo to ważne! Ja też kiedyś nie przejmowałam się tym wcale, ale zdążyłam zmądrzeć.

IKONOGRAFIA JEST WAŻNA, jak ktoś nie przykłada doń wagi TO FAŁSZUJE HISTORIĘ inaczej tego się ująć nie da. Nie fałszujmy jej jeszcze bardziej, proszę.

środa, 27 czerwca 2018

Zygmunt Noskowski i jego krakowiaki

Czy żyją jeszcze w ogóle ludzie pamiętający mój wpis o Zygmuncie Noskowskim? ;D

Ostatnio temat tego kompozytora znów do mnie wrócił i to bardzo dobrze. A wszystko przez pewien szczęśliwy przypadek...
Zygmunt Noskowski (1846-1909)
Noskowski jeszcze niedawno to była dla mnie głównie muzyka symfoniczna: mój ukochany poemat symfoniczny Step, trzy symfonie, w tym przecudna Od wiosny do wiosny, do tego Morskie Oko, a po za tym pieśni, kwartet fortepianowy i tyle. A przecież on jeszcze napisał mnóstwo muzyki na fortepian!

W tym moim starym wpisie było m.in. o tym, że Zygmunt Noskowski poznał w 1880 roku w Weimarze Franciszka Liszta. Będący wówczas już u kresu życia węgierski kompozytor wziął udział w prawykonaniu jego kwartetu fortepianowego, a także zachwycił się bardzo jego krakowiakami.

Tylko czy ktoś kiedykolwiek te krakowiaki słyszał?

No, po za Lisztem i Noskowskim? xD

Wg. listy dzieł pana Zygmunta na IMSLP, skomponował on przynajmniej pięć opusów z krakowiakami. Opus drugie, zawierające osiem tego typu utworów, zostało zadedykowane Lisztowi.


Nie miałam pojęcia jak one brzmią i w ogóle nawet nie myślałam o tym, żeby tego się dowiedzieć... Ale przeznaczenie - to przeznaczenie!

Chodzi o youtubera Gamma1734, który jakiś czas temu zwrócił mi uwagę na siebie. On prawie codziennie nagrywa utwory jakichś mało znanych kompozytorów, wśród nich np. Leo Ornsteina albo Beli Kelera, o których kiedyś już tu pisałam (Keler to prawdziwy autor Tańca Węgierskiego nr 5) i wielu innych. Szalenie się ucieszyłam, gdy pewnego dnia zobaczyłam u niego Zygmunta - i krakowiaki właśnie!

I okazało  się, że ZYGMUNT UMIAŁ PISAĆ PIĘKNIE NA FORTEPIAN!

Nie dziwię się zachwytom Liszta w ogóle.

Ostrzegam jednak - jeśli szukacie czegoś skocznego, to się zawiedziecie.

To nie są tańce - to są przechadzki...

Mój ulubiony to Quasi andante con moto, op.2 nr 5.
Ten główny temat...
Ta melodia jest taka... taka szczera... taka szlachetnie piękna, zostaje w pamięci i sercu już na zawsze. Nie wiem ile razy już tego słuchałam, ale jak raz sobie to puszczę to nie mogę przestać tego słuchać.  Kocham ten utwór.
I to błyskotliwe i "świeże" zakończenie... Posłuchajcie. 


A tu inny, Allegretto giojoso, op.2 nr 4, dynamiczny, radosny, ale nie mniej marzycielski!

Pierwszy utwór z tego opus to natomiast Un poco lento, oprócz rytmu krakowiaka słyszymy tu również elementy góralskie oraz "dumkowe". Cudowna miksturka!

Są to wszystkie utwory z op.2, które znajdziemy na tym kanale. Oprócz tego są tam dwa krakowiaczki z op.5, ale to już sami sprawdźcie. Naprawdę, polecam Wam ten kanał bardzo mocno!

Notabene, Acte Prealable wydało dwie płyty z utworami fortepianowymi Zygmunta Noskowskiego. Krakowiaki są na drugiej z nich... może warto by było zainwestować? Do Gwiazdki jeszcze trochę czasu jest, namyślcie się :)

niedziela, 3 czerwca 2018

No posłuchałam tego Apellesa i...

I nie był to czas stracony. Tyle powiem. Żałuję, że nie dane mi było obejrzeć spektaklu, bo tak to trzeba było sobie większość wyobrażać, a jest co. Broń Boże, nie chodzi mi o ten spektakl z Łazienek czy z Kalisza, z tylko ten z teatru przy Placu Krasińskich!!! Cały czas szukam jakiejś odpowiedniej kiecki i kapelusza z epoki, żeby nie odstawać od reszty publiki jak się w końcu tam wybiorę. (Procedura budowania wehikułu czasu jest aktywna.)

Przypomnę tylko, że autorem libretta jest Ludwik Adam Dmuszewski (1777-1847), aktor, literat i mason VII stopnia wtajemniczenia (najwyższe w rycie francuskim),  który współpracował z Kurpińskim jeszcze przy wielu innych okazjach. Było to prawdopodobnie tłumaczenie/adaptacja sztuki francuskiego autora, pana Alexandre-Jean-Joseph de la Ville de Mirmont, o którym nie ma nawet na Wiki po francusku, heh... (wzmiankę o tym znalazłam tutaj). Dochód który przyniosło oryginalne przedstawienie tej jednoaktówki został przeznaczony dla Konstancji Dmuszewskiej, drugiej żony Ludwika Adama, która była śpiewaczką i wystąpiła m. in. w roli tytułowej w Jadwidze naszego Karolka. Swoją drogą, to ta opera też się zachowała, zatem sobie grzecznie siedzę i czekam, może się doczekam.

Jedno z malarskich przedstawień historii o Apellesie - Jerome-Martin Langlois, Szczodrość Aleksandra (1819)
A treść jest bardzo prosta - Aleksander Macedoński przyprowadza do malarza Apellesa swoją brankę, Pankastę, i każe mu namalować jej portret. Nasz artysta zastanawia się, jakby tu uchwycić jej piękno i się w niej zakochuje, a ona w nim. Przychodzi Aleksander, a oni oboje mają tylko spłonione liczka i nie chcą w ogóle odpowiadać na jego pytania. Łaskawy monarcha orientuje się w sytuacji i pozwala im być razem... Ot i cała treść. Oczywiście ja uważam, że Aleksander tak naprawdę to wszystko zaplanował, a Pankasta miała za zadanie inwigilować Apellesa. Popatrzcie, przyprowadził do niego dziewczynę i od razu się pyta o jego życie uczuciowe. A gdy malarz przyznał, że  jeszcze nigdy nie kochał, to Aleksander na to: "kto nie zna miłości, ten w żadnym kunszcie nie dojdzie do doskonałości". Ja wam mówię, coś tu jest na rzeczy, a kto tego nie widzi, ten ślepy.

W finale chór śpiewa, że król macedoński "zwyciężywszy tylekroć i króle i kraje jeszcze jest większym gdy się dobroczynnym staje" . Ale na początku też słyszymy z ust Apellesa, że Aleksander "rządzi podbitym ludem łagodnie" i "sam pierwszy podaje gałązkę oliwy" i nie wypada go malować w wojennej wrzawie gdy trupy leżą dookoła. A w dniu premiery jest 1815 rok, konkretnie to 17 marca, formalnie mamy jeszcze Księstwo Warszawskie, w Wiedniu nadal trwają bale narady. Jak ma na imię ówczesny car, który już za niespełna dwa miesiące przejmie sporą część Księstwa? Przez przypadek też Aleksander.
Fragment libretta (x)

Muzyka w owej operze jest pełna dramatyzmu, emocji i pasji, a w niektórych momentach to po prostu zapiera dech - vide nr 14 na płycie - ten orkiestrowy wstęp do arii. Ten klimat, to takie wirowanie, to jakieś zatracenie no po prostu, niesamowite. Świetny dramaturgicznie fragment jest, gdy Aleksander zamawia portret tym swoim basem-barytonem, oj zrobiło się odrobinkę groźnie! Liryczna aria Apellesa (nr 11) zdobyła moje serce, ach, i ten akompaniament... Szalenie mi się podobają orkiestrowe intermezza, gdy uderzają w sentymentalne tony (np. nr 17)... ale nie tylko, uwielbiam też  marsz (nr 15), niesamowicie uroczysty i porywający (i miejscami mi Warszawiankę przypomina, o nie...) Jedna z pełnych wdzięku klarnetowych solówek tak mi weszła w głowę, że już nie wyjdzie, niestety, zostanę z tą drzazgą w mózgu do śmierci. Generalnie mogę stwierdzić po jakimś czasie obcowania z muzyką Kurpińskiego, że on miał po prostu rękę do pisania na instrumenty dęte. Wsłuchajmy się w ten klarnet i blaszaki w Aleksandrze i Apellesie, w koncert klarnetowy i Cavatinę na trąbkę, ach! A jeszcze wg niektórych źródeł Kurpiński napisał koncert na waltornię który niestety gdzieś się zgubił... Ale wracając do tematu naszego wpisu, to po prostu jestem urzeczona tym jak muzyka jest tu różnorodna, jak wspaniale całą treść podkreśla i ilustruje. Można tego słuchać i słuchać, może z wyjątkiem chóralnej końcówki, bo ten śpiew w tym wykonaniu brzmi dziwnie, jakby był wymuszony. A, i z uwagi na to że akcja rozgrywa się w starożytnej Grecji, to w sumie nie ma okazji na wtrynienie czegoś polskiego... a jednak, Kurpiński potrafił i poloneza przemycił. I jest to ta aria gdzie Aleks "rząąąądzi podbiiiiitym luuuudem".


A co się tyczy libretta które można sobie przeczytać tutaj, to jak doń zajrzałam, to się przekonałam, że realizatorzy współczesnej wersji sporą część tekstu gadanego wycięli. A szkoda. Naprawdę. Co by o tym propagandziście Dmuszewskim nie powiedzieć, to jednak facet miał warsztat i trochę talentu, zazdroszczę mu tego. Dobrzy aktorzy, którzy podeszliby do tekstu z pewnym dystansem, mogliby zeń sporo wykrzesać. No właśnie, a jednak jak słyszę teksty mówione z tej płyty to są one recytowane tak średnio. Ale za to śpiewy ładne.

 ***

Bajdełej, to była dziewiąta opera Kurpińskiego, miał wówczas 30 lat i niespełna miesiąc po premierze się ożenił. Z panią Zosią, z którą przeżył następne 42 lata. Ale dzieci to oni nie mieli. Może gdyby Kurpiński miał jakichś potomków, oni zaopiekowali by się jego schedą i więcej by do dziś przetrwało? No chyba, że było by tak jak z synami Bacha, którzy pakowali sobie w nuty ojca kanapki do szkoły (tak było co nie, czy znowu coś mylę? xD). To tylko gdybanie, ale cóż, ja tam lubię gdybać. Może Kurpiński nie miał dzieci, ale za to miał całkiem fajnego szwagra - Józefa Brzowskiego, który również kompozytorem był i już wkrótce mam nadzieję doczeka się tutaj artykułu. Ów pan Brzowski dokonał naprawdę ważnych rzeczy - i nie chodzi mi w tej chwili o porządkowanie dorobku zmarłego Kurpińskiego. Już niebawem, panie Józefie, niebawem.

Aaa i popatrzcie, w tej książce która podlinkowałam jest też libretto do opery Józefa Elsnera 😈   Król Łokietek, czyli Wiśliczanki, korci mnie żeby sprawdzić jak się to ma do historii (jaką propagandę uprawiano w teatrze warszawskim tym razem), no ale nie dziś, brak czasu :(

Trzymajcie się zatem, miejcie oczy i uszy szeroko otwarte, odwiedzajcie czasem ten dziwny blog oraz biblioteki cyfrowe :)

piątek, 25 maja 2018

A & A

Przepraszam za tak długie nie pisanie.

Ale jest dobra informacja. Aleksander i Apelles, jednoaktówka Kurpińskiego która została po raz pierwszy od prawie dwustu lat wystawiona w zeszłym roku, jest już na płycie!!

Tutaj mamy uwerturę:

Kto zasponsoruje kompakcika swojemu ulubionemu blogerowi? <3

Nieee no, żartuję, sama sobie kupię jak się z tym wszystkim uwinę... Ale szalenie się cieszę, że w końcu z oper Karolka jest coś jeszcze wydane oprócz Zamku na Czorsztynie! Fajnie by było jakby nuty też wydrukowano... są na polona.pl jakby co! Ale niedostępnych cyfrowo nut też jeszcze trochę jest, między innymi w Bibliotece Jagiellońskiej: np. fortepianowa wersja uwertury do Cecylii Piaseczyńskiej, mam nadzieję, że zdążą to zdigitalizować przed moją śmiercią. Wtedy to sobie pobiorę, nauczę się i będę mogła umrzeć szczęśliwa :) Ale przedtem jeszcze wstawię tu swoje nagranko.

W ogóle to nie umiem w tytuły, czemu tytuł zawsze musi być? Pozdrawiam was serdecznie i obiecuję napisać coś ciekawego wkrótce (mam ciekawe tematy!), jeszcze zanim się czerwiec zacznie. Ach, cudowny maju, czemu tak szybko mijasz, nie nadążam zupełnie za tobą...

czwartek, 3 maja 2018

Emanuel Kania

 Emanuel Kania (1827-1887) to kompozytor, którego poznałam przez tę płytę jakoś w październiku zeszłego roku. Zamieszczone na niej trio fortepianowe g-moll jest cudowne, polecam wszystkim romantycznym duszom!

Urodził się w Uszycach na Opolszczyźnie. Był wybitnym pianistą oraz organistą, koncertującym także poza Polską. Zajmował się także krytyką muzyczną. Jego utwory to głównie kompozycje fortepianowe, kameralne, pieśni a także koncert fortepianowy i Allegro symfoniczne, jednak nie wiem jaki ich jest stan, czy zachowały się do naszych czasów. Na IMSLP jest trochę nut na fortepian i pieśni, niektóre nawet nietrudne, mam nawet ochotę dowiedzieć się jak brzmią ;)

W sieci możemy cieszyć się nagraniem jego sonaty wiolonczelowej z 1867...


...oraz pieśnią którą kiedyś sobie umieściłam, Oto płakałem we śnie do słów Heinego w tłumaczeniu Asnyka.


I ostatnio jeszcze wrzuciłam na dziwny tumblr Adagio z tria fortepianowego, to jest muzyka po prostu niesamowita, jak z innego świata... jeśli macie posłuchać czegokolwiek z dzisiejszego wpisu to zafundujcie sobie właśnie to!

https://treasuresofpolishmusic.tumblr.com/post/172660248518/emanuel-kania-1827-1887-pianist-organist

środa, 18 kwietnia 2018

Oczy tak piękne! 😍

Dziś prześladuje mnie ta pieśń, to znaczy: trio z komedioopery Kurpińskiego Zamek na Czorsztynie. Przypomnę, że rzecz dzieje się po bitwie pod Wiedniem. Dzielny Bojomir Buczacki i jego tchórzliwy sługa Nikita, wracając nocą w rodzinne strony, napotykają na swojej drodze wielkie stare zamczysko i wchodzą do niego, gdyż myślą, że jest niezamieszkałe. Tymczasem to tylko panna Łucja, służąca, nie zamknęła drzwi. Nikita, który boi się wszystkiego (tak, jego wyobraźnia jest szalenie pracowita: "gacki, omacki, duże panie w prześcieradłach przy okopconych zwierciadłach" xD), podejrzewa że to diablica, natomiast Bojomir zaczyna z nią flirtować, żeby się nie zezłościła, że tak weszli bez pytania... I tu mamy to urocze i nieco frywolne trio:

Bojomir:
Oczy tak piękne, oczy tak żywe
Nie zwykły bywać fałszywe
Lecz im powierzać straż domu
Nie radziłbym ja nikomu.

Łucja:
Rycerz waleczny
Zawsze jest grzeczny.

Nikita:
Diabeł im grzeczniejszy
Tym niebezpieczniejszy.

Bojomir: 
Tchórz im ostrożniejszy
Tym jest nieznośniejszy.
[...]

Autorem libretta jest, przypomnę, Józef Wawrzyniec Krasiński (1783-1845). Ale Kurpiński ogólnie w takich tematach też był niezły...kiedyś cały jego dzienniczek przeczytam, Karol, bój się! Podczas premiery Zamku Łucję grała jego żona, Zosia. Ten duet z Nikitą, gdy ona go próbuje skusić na kolację też jest fajny... W ogóle cały Zamek jest fajny! Tyle humoru, i pięknych melodyj, i ta romantyczna tajemnica! A zakończenie mnie zawsze wzrusza. Kocham Zamek na Czorsztynie. Ach, czemu nie mieszkam w Warszawie w 1819? Do tej współczesnej to nie chcę.

Tutaj zamieszczam owo trio, nagranie z płyty z 2012, ale wideo jest niepubliczne, bo staram się nie zamieszczać komercyjnych nagrań; to jest wyjątek.


Zamek na Czorsztynie zupełnie nie pasuje do powszechnie przyjętej definicji opery: czyli że wszyscy śpiewają przez cały czas. To raczej operetka, wodewil, śpiewogra, komedioopera - jakkolwiek to nazwać. Muzyki i gadania jest mniej więcej pół na pół. Taki model opery był  tamtych czasach popularny, i o ile mnie pamięć nie myli, jest to modła francuska. W tym nagraniu z 2012 mówione kwestie skrócono do minimum, co jest jak najbardziej zrozumiałe, gdyż chodziło głównie o rejestrację muzyki.

Ale jest jeszcze jedno nagranie, z lat 60. lub 70., które zrealizowane jest w konwencji słuchowiska radiowego. Mamy tutaj nie tylko dużo śpiewania i gadania, ale także różne efekty dźwiękowe i odgłosy. Kto inny śpiewa, a kto inny mówi. W roli Bojomira (śpiewanej) mamy słynnego tenora Kazimierza Pustelaka, natomiast Dobrosław, czyli ojciec Wandy (ale dla odmiany "gadany"), to sam Wiktor Sadecki, który udzielił głosu Smokowi Wawelskiemu w Porwaniu Baltazara Gąbki... Bajdełej ja bardzo lubię tę bajkę! <3

Ta wersja Zamku jest wspaniała, można załapać o co chodzi z fabułą i w ogóle, artyści wspaniale wcielili się w swoje role. Można sobie to ściągnąć tutaj.

Dla każdego fana Kurpińskiego to jest MUST HEAR!!!

A dla fanki tym bardziej.😏

czy ja piszę to do siebie, co ja robię

czwartek, 12 kwietnia 2018

Wiosna na blogu 2

Nie myślcie sobie, że w tym roku wiosenna lista nas ominie! Znalazłam parę fajnych wiosennych utworków, których w tym przybytku jeszcze nie mieliśmy.🌼

Lista z zeszłego roku jest tutaj.
Leon Wyczółkowski - Wiosna w Gościeradzu, 1931

Fryderyk Chopin - Wiosna, op.74, nr 2
Najpierw Frycek i jedna z jego pieśni, napisana do słów Stefana Witwickiego, który napisał również tekst do Życzenia i... Pije Kuba do Jakuba! xD
Melodia po prostu genialnie oddaje charakter tekstu. Można zobaczyć to wszystko, a nawet poczuć... Kocham ten utwór.
🌼

Tutaj wersja na fortepian solo.

Piotr Czajkowski - Pory Roku, op.37a (1876)
Pory Roku to zbiór 12 utworów na fortepian, powstałych  w 1876. Każdy z nich odpowiada jednemu z miesięcy i jest opatrzony podtytułem oraz fragmentem wiersza. Najpopularniejszą częścią cyklu jest przepiękny Czerwiec - Barkarola.

Z utworów wiosennych najbardziej podoba mi się chyba Kwiecień - Śnieżyczka. Ale każdy z nich jest na swój sposób cudowny. Najwięcej melancholii zawiera w sobie Marzec - Śpiew skowronka... ach, te rosyjskie skowronki, zaraz przypomina mi się Glinka...
A Maj - Gwieździste noce ? Tytuł chyba mówi sam za siebie, posłuchajcie! ;)

Marzec 


Kwiecień

Maj


Lili Boulanger - Wiosenny poranek (D'un matin de printemps)
(1917)
Opuszczamy epokę romantyzmu i przenosimy się do XX wieku. Lili Boulanger (1893-1918) była francuską kompozytorką, siostrą słynnej nauczycielki kompozycji Nadii Boulanger. Ten utwór, napisany na flet (lub skrzypce) i fortepian wpisuje się w nurt impresjonistyczny. Moim zdaniem jest przecudowny, genialnie obrazuje wiosenną aurę która nie zawsze przecież jest taka urocza i niewinna... ja słyszę tutaj między innymi wiatr który porywa kapelusze. :D W wersji na flet można też łatwo zauważyć ptasie motywy.

Warto znać obie, tego utworu też go słucham na okrągło.

Flet


A tu na skrzypce - w wykonaniu samego Yehudi Menuhina.


Darius Milhaud - Symfonia kameralna nr 1: Wiosna
A to jest też francuskie i nawet z tego samego roku. Symfonia, która trwa 4 minuty...
Wiem jak głupio to teraz zabrzmi, ale trudno.
To jest naprawdę takie nic, ale to "nic" jest bardzo wiosenne i warto posłuchać. xD


I to tyle na dziś, pozdrawiam.

🌼🌼🌼

wtorek, 10 kwietnia 2018

Antoni Milwid

Bardzo mało wiemy o kompozytorze Antonim Milwidzie (c.1755-1837). Zdaniem muzykologa Tadeusza Maciejewskiego jest on tożsamy z Antonim Milewiczem - organistą działającym w Czerwińsku nad Wisłą.

 W zbiorach biblioteki księży salezjanów w Czerwińsku zachowało się 11 utworów religijnych podpisanych jego nazwiskiem oraz 10 pisanych jego ręką, są one mu przypisywane, gdyż zastosowana jest w nich charakterystyczna dla niego instrumentacja. Milwid często wykorzystywał w swych utworach melodie tradycyjnych pieśni kościelnych, kolęd oraz mazurów i polonezów, a to już jest romantyczne! :)

Znalazłam dziś jego Symfonię koncertującą na obój i orkiestrę. Cudowny utwór, zwłaszcza pierwsza część mi się podoba... zwłaszcza to całość mi się podoba tak naprawdę. Kocham obój, te melodie i orkiestrę, mam cichą nadzieję że pan Milwid naprawdę sam to tak ładnie zorkiestrował, a nie, że ktoś przy tym w XX wieku majstrował.

POPRAWKA, 30 lipca 2018Oczywiście, ktoś przy tym majstrował, a konkretnie Jan Krenz w latach 1951-52.  To jest Symfonia C-dur Milwida połączona z jego Menuetem Es-dur.

Kurcze, szkoda ;/

 

wtorek, 27 marca 2018

Elias Parish Alvars - Liszt harfy?

Elias Parish Alvars to genialny angielski harfista i kompozytor, tworzący w czasach Chopina i Mendelssohna (prawie co do roku się to zgadza, niestety...). Czyli jednak w angielskiej muzyce pomiędzy Purcellem a Elgarem coś było!
Elias Parish Alvars, portret autorstwa Josepha Kriehubera, 1839
Urodził się 28 lutego 1808 jako Eli Parish w Teighmouth w hrabstwie Devon. Jego rodzicami byli Joseph Parish, miejscowy organista oraz jego żona, Mary Ann. Na początku lat trzydziestych, kompozytor dodał do nazwiska człon Alvars (niewiadomo skąd to wziął) oraz zmienił imię na Elias. Muzyki uczył go francuski kompozytor oraz harfista i pianista, Nicolas-Charles Bochsa w Królewskiej Akademii Muzyki w Londynie. Ów Bochsa był wcześniej nadwornym harfistą Napoleona oraz Ludwika XVIII i uciekł z Francji do Anglii, bo w 1817 oskarżono go o fałszerstwo. Żeby było ciekawiej, to on w 1855 znalazł się w Australii (!) i tam też umarł... Ciekawy facet, kolejny wymagający dokładniejszego rekonesansu. Ahh, to czasy Karolka naszego przecież są! <3

Ale wracajmy do Eliasza. Nauki pobierał również we Florencji oraz Paryżu. W 1836 został pierwszym harfistą Opery Wiedeńskiej.W 1842 poślubił piętnaście lat od siebie młodszą Melanie Lewy, zdolną harfistkę i pianistkę pochodzącą z żydowskiej rodziny. Mieli dwoje dzieci i często koncertowali razem - to właśnie w celu wspólnych występów powstały przepiękne concertina na dwie harfy (lub fortepian i harfę) oraz orkiestrę.
Melanie Lewy, portret autorstwa Leopolda Müllera, 1840
Eliasz grał na najnowocześniejszej i najdoskonalszej wówczas harfie - pedałowym instrumencie projektu Sebastiana Erarda, który nabył w roku swojego ślubu.

Inni wielcy muzycy epoki nie kryli dla niego swego uznania - a byli to: Mendelssohn, Thalberg, Berlioz, który zwykł nazywać go Lisztem harfy oraz oczywiście Liszt.

Największym bodaj zaszczytem jaki spotkał kompozytora było mianowanie go nadwornym muzykiem cesarza Ferdynanda I w roku 1847. Niestety w roku następnym zaczęła się Wiosna Ludów, która przyniosła Parishowi Alvarsowi duże straty finansowe. W 1848 roku nie zagrał już ani jednego koncertu. Stan jego zdrowia bardzo szybko się pogorszył. Kompozytor zmarł 25 stycznia 1849, prawdopodobnie na zapalenie płuc, pozostawiając rodzinę w skrajnej biedzie. Jego żona musiała sprzedać niektóre swe ubrania żeby zapłacić za pogrzeb. W 1854 opublikowała w Londynie jego ostatnie kompozycje, a dwa lata później sama odeszła z tego świata :'(

***
Dlaczego obecnie Elias Parish Alvars nie jest praktycznie w ogóle znany? Myślę, że główną przyczyną jest to, że harfa jest znacznie mniej popularna niż np. fortepian. Nie było i nie ma harfistów którzy dorównywali by sławą wybitnym pianistom... zaraz zaraz, był jeden! Ale on się nie liczy.

Oprócz harfowej wirtuozerii dzieła Parisha Alvarsa pełne są barwnej i żywej orkiestracji, która nie pozwala słuchaczowi nudzić się ani na chwilę.

Najbardziej urzekł mnie jego koncert harfowy g-moll, o czym co wierniejsi czytelnicy zapewne już wiedzą... Tyle tam uczuć i pięknych melodii, które jak się pozna, to żyć bez nich nie można. Dla mnie to bardziej Chopin, a nie Liszt harfy jeśli już, a z resztą, przestańmy porównywać, niech każdy będzie sobą. To jeden z najpiękniejszych utworów, które znalazłam w całym moim życiu, marzę o tym, by usłyszeć go na żywo.



Jest również drugi koncert, w tonacji Es-dur, który również jest piękny, ale nie chwycił mnie tak mocno za serduszko jak g-moll. Btw, początek mi troszkę przypomina pierwsze takty koncertu klarnetowego Kurpińskiego, a Wam? :)


Tutaj przecudne, pisane z "filmowym" wręcz rozmachem Concertino na dwie harfy w d-moll. Eh, ta ostatnia, żywiołowa część! <3



A z muzyki solowej - pełna uroku Serenada.
Jak to słyszę to wyobrażam sobie że to gra Harpo Marx... Nie wiem czemu, ale wydaje mi się to być bardzo w jego stylu, naprawdę. To jest komplement oczywiście.:)


Posłuchajcie Eliasza, bardzo was proszę, podziwiajcie go ze mną!

A tak w ogóle... to czy wiecie o tym, że w konstrukcji współczesnej harfy orkiestrowej maczał palce pewen Polak? Tak było! Chcecie o tym artykuł?

Pozdrawiam!

środa, 21 marca 2018

Koncerty harfowe

Chciałam o nich tu napisać już od ponad roku, ale zawsze za mało ich znałam żeby mi wyszedł z tego artykuł.
No ale przyszedł wreszcie czas i proszę, oto koncerty harfowe! W XVIII wieku oraz pierwszej połowie XIX wieku pisano ich całkiem sporo, potem natomiast spotykamy je coraz rzadziej. Czemu? Podobno to fortepian wyparł harfę, która sprawdza się lepiej jako instrument akompaniujący, a nie solowy... Cóż, ja się ostatnio harfy nasłuchałam i śmiem zaprzeczyć! Harfa to cudo, nawet samiusieńka.

Richard Cosway, portret Marianne Dorothy Harland (Mrs William Dalrymple), 1779
 ♫♫♫

1. Antonio Vivaldi - Koncert na harfę, smyczki i basso continuo d-moll, op.9 nr 8, RV 238 (1727)
Najkrótszy na liście, bo trwa tylko 10 minut. Ale jest prześliczny! Ja w ogóle bardzo lubię i szanuję Vivaldiego, tylko mnie denerwuje to, jak ktoś w kółko katuje tylko Cztery Pory i nie chce znać więcej.


2.Wolfang Amadeusz Mozart - Koncert na flet i harfę C-dur, KV 299/297c (1778)
To koncert odrobinkę inny niż wszystkie na liście, harfa nie jest tu jedyną gwiazdą, tylko równorzędną partnerką fletu. To był chyba pierwszy koncert, którego świadomie posłuchałam całego i jeden z pierwszych utworów Wolfganga, który tak mnie urzekł. Ach, ta cudowna druga część, Larghetto, czysta harmonia i spokój... Kto oglądał Amadeusza, ten może ten utwór pamięta.

3. Jan Křtitel Krumpholtz- Koncert harfowy F-dur, op.9 (c.1785)
Jan Křtitel Krumpholtz (1747-1790) to kompozytor i harfista czeski, uczeń Haydna, działający głównie we Francji oraz Niemczech. Stworzył ponad 50 sonat harfowych, sześć koncertów, a także wiele duetów, a nawet kwartetów harfowych (to w sumie chyba najlepiej obrazuje to, że harfa w czasach przed i wczesnofortepianowych musiała być popularna). Ten koncert, to - cóż więcej mówić - melodyjne i przyjemne klasycystyczne dziełko, pełne pogody i uśmiechu :)

4.François-Adrien Boieldieu - Koncert harfowy C-dur (1800)

5.Elias Parish Alvars - Koncert harfowy g-moll, op.81 (1842)

Mój faworyt na liście, przecudowny koncert g-moll angielskiego harfisty i kompozytora Eliasa Parisha Alvarsa! Liszt nie szczędził mu pochwał, a Berlioz nazwał go - nota bene - Lisztem harfy. Ileż tu uczuć, ileż tu pięknych melodii! Jakże przepięknie i zaskakująco w niektórych momentach brzmi ów anielski instrument, pan Parish Alvars musiał być naprawdę wirtuozem jakich mało! Nie powstydziłby się takiego koncertu Chopin, nie powstydziłby się i Mendelssohn! W komentarzach ktoś nawet napisał, że to jak trzeci koncert Chopina, tylko przetranskrybowany na harfę :) Jak dla mnie to skarb, perełka, po prostu kocham ten utwór i słucham go na okrągło <3 TA MOC!!! Ten sam kompozytor stworzył też drugi koncert harfowy oraz bodajże dwa concertina na dwie harfy i orkiestrę, polecam bardzo concertino w d-moll. Oj będzie tu o panu Eliaszu wpis, będzie, będzie!

6.Reinhold Glière - Koncert harfowy, op.74 (1938)
Reinhold Glière (1875-1956) to kompozytor rosyjski o korzeniach niemiecko-polskich, tak naprawdę nazywał się Glier, ale dopisał sobie drugie e i kreseczkę i niektórzy potem myśleli że jest Francuzem lub Belgiem... Jego koncert utrzymany jest w stylu neoromantycznym, ślicznie zorkiestrowany, wszystkie części są bardzo nastrojowe, szczególnie druga. Najbardziej zapadają w pamięć (a przynajmniej mnie) melodie z części ostatniej: ludowy, skoczny rytm :)


7.Einojuhani Rautavaara  - Koncert harfowy (2000)
A tu Einojuhani Rautavaara (1928-2016) pokazał znakomicie, że pod koniec XX wieku można pisać piękną i emocjonalną muzykę od której głowa ani uszy nie bolą. Niesamowita atmosfera, pełna tajemnicy, niepokoju, a także melancholii i czegoś bardzo marzycielskiego (zwłaszcza II część). Nie da się opisać tego słowami, mogę jedynie dodać, że jak tego słucham, to ciągle mam przed oczami zorzę polarną, morskie wybrzeża w szare ale spokojne dni, świerkowe lasy... i tak dalej, i dalej...


 *
Nie ma tu koncertu na harfę Alberta Ginastery z 1965 roku, gdyż on jest okropny i dosłownie od słuchania rozbolała mnie głowa. Musiałam potem na odtrutkę posłuchać tego. XD

Harpo Marx sam się nauczył grać na harfie bajdełej <3

Może kiedyś nawet zrobię wpis o braciach Marx, bo czemu nie? To były muzykalne chłopaki :)

To by było na tyle proszę państwa, pozdrawiam!

PS
 Koncert Parisha Alvarsa wczoraj jeszcze był na YouTube, ale już go tam nie ma z powodu, o którym jest tutaj. Ale u nas to samo wykonanie, i to w dodatku z Sound Clouda wykonawczyni, więc legalnie ;)

Tumblr...

Nie ma sensu dłużej się ukrywać z blogami, które mam na Tumblr. 

Na ten wrzucamy polską muzykę:

https://treasuresofpolishmusic.tumblr.com

A poniższy, to krejzi fanowski blog o Karolu Kurpińskim❤, wszystko, wszystko co z nim związane łącznie z muzyczką do posłuchania.

https://karolkurpinski.tumblr.com

Także ten, jak macie Tumblra to wesprzyjcie reblogiem, a jak nie macie, to załóżcie, bo ciekawych rzeczy tam mnóstwo.

A jakby ktoś chciał posłuchać całej muzyki która jest wrzucona na karolkowy Tumblr, to można tutaj:

http://whiskie.net/tumblr/karolkurpinski

Nie obejmuje to oczywiście linków z YouTube.

Tak więc, bawcie się dobrze 😊




KuhlauDilfeng2

Każdy kto lubi posłuchać tych troszkę mniej znanych kompozytorów, na pewno zna kanały pana KuhlauDilfeng2.

Niestety wszystkie jego filmiki znikną przynajmniej na trzy miesiące z sieci

Wiem o tym od wczoraj, a dopiero dziś doszło do mnie jakie to jest smutne :(
To moje ulubione kanały i YouTube bez nich dla mnie nie istnieje... tyle tam muzyki odkryłam! Kurpiński, Dobrzyński, Józef Wieniawski, no i Elsner też tam byli, teraz wszystkie linki do nich nie działają... :(

Trzymajcie się, najnowszy porządny wpis już prawie gotowy.

sobota, 17 marca 2018

17 marca 1830 - vol.2

Dzisiaj jest 188. rocznica pierwszego publicznego koncertu Chopina, z tej okazji polecam sobie przypomnieć mój wpisik ze stycznia, który właśnie o tym traktował, no cóż, pośpieszyłam się. ^^

W Warszawie będą dziś grać Chopina na kopii fortepianu Buchholtza, czyli takiego fortepianu, na którym Fryc grał, a oprócz tego będzie Bitwa pod Możajskiem i jeszcze fuga na temat Jeszcze Polska nie zginęła wiadomo kogo💖💖💖

Posłuchajcie sobie Cecylii Piaseczyńskiej, ona nawet grana przez komputer brzmi świetnie.


 
Tak w ogóle to szykuje się fajny wpis, pay attention, bo naprawdę fajny, taki który już od ponad roku chciałam napisać. I nie będzie tam akurat nic o polskiej muzyce! Pozdrawiam!

wtorek, 13 marca 2018

Franciszek Lessel

Dzisiaj będzie o Franciszku Lesslu, kolejnym ważnym dla polskiej muzyki kompozytorze z początków XIX wieku. No może nie tak ważnym jak Karol... a z resztą, kto tu mówił, że nie powinno się na okrągło wszystkich i wszystkiego ze sobą porównywać? Honor, opamiętaj się.
Franciszek Lessel
Kurpiński i Lessel działali na zupełnie rożnych polach, bo KK to wiadomo, opera, natomiast Lessel - o ile mi wiadomo - celował raczej w muzykę instrumentalną, pisał np. dużo kameralnej (a takiej w spuściźnie Kurpińskiego są śladowe ilości), a po za tym, nie przez całe życie zajmował się muzyką "zawodowo".

Lessel znany jest jako jedyny Polak, który uczył się u Józefa Haydna. Podobno Haydn pożyczał mu pieniądze, a nawet kupował dla niego papier nutowy. :D

Ojciec urodzonego ok. 1780 roku Franciszka, Wincenty Ferdynand Lessel, pochodził z Czech i był nadwornym kompozytorem oraz kapelmistrzem u Czartoryskich w Puławach. Nie zachowały się żadne dane na temat matki naszego bohatera, ale zanim rozsiejemy na ten temat plotki, zajmijmy się inną kwestią.

Nauka w Wiedniu u Haydna to lata 1799-1809. Lessel nauczył się od wielkiego Austriaka na pewno jednej ważnej rzeczy - świetnego posługiwania się klasyczną formą, co w połączeniu z własną inwencją melodyczną i wrażliwością przyniosło przepiękne rezultaty. W 1810 roku Lessel skomponował swój jedyny koncert fortepianowy, w C-dur, który był pierwszym polskim koncertem fortepianowym wykonanym w Polsce. Symboliczna to data, w tym samym roku, przypomnijmy, przyszedł na świat niejaki Frycek.

Podobno Lessel był nieszczęśliwie zakochany w pannie Cecylii Beydale, nieślubnej córce Izabeli Czartoryskiej. Dlaczego nie mogli być razem? Istnieją dwie wersje: pierwsza jest taka, że Cecylia odrzuciła go, bo był biednym muzykiem i wiadomo, stara śpiewka, a druga to taka, że oni mieli te samą matkę...(!)

Cecylia Beydale

Ekhem, Izabela... przyznaj się.

I podobno przez odrzucenie go przez pannę Cecylię przestał się zajmować komponowaniem na poważnie i został administratorem majątku Gzików koło Kalisza. Był również pełnomocnikiem dóbr Marii Witemberskiej (to ktoś w rodzaju polskiej Jane Austen podobno). Pełnił również funkcje administratora w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego w Marymoncie, a także inspektora gimnazjum gubernialnego w Piotrkowie Trybunalskim. W tym mieście zmarł w 1838 roku.

Twórczość Lessla to jak już wspomniałam głównie utwory instrumentalne: kameralne, fortepianowe, orkiestrowe (oprócz koncertu to sześć symfonii, z których zachował się jednak tylko finał jednej z nich) , a także pieśni - Śpiewy Historyczne do słów Juliana Ursyna Niemcewicza (do owych śpiewów muzykę pisał m.in także Kurpiński oraz Maria Szymanowska).

W czasie dziejowych zawieruch wiele utworów Lessla zostało bezpowrotnie utraconych. Tym boleśniejszy jest to fakt, że zginęły głównie utwory z późniejszego okresu twórczości, a zatem dojrzałe. Jednak to co się zachowało i tak świadczy o wielkim talencie i wrażliwości autora.

Dla przykładu chociażby wspomniany już koncert fortepianowy. Ileż tu przecudownych, chwytających za serce melodii i emocji! A ostatnia część, to może trochę taka "karuzela", ale w rytmie mazura!


A tutaj przepiękne fortepianowe wariacje a-moll na temat Jechał kozak za Dunaj, rzekomo napisane dla panny Beydale.


Natomiast z muzyki kameralnej może kwartet G-dur na flet, skrzypce, wiolonczelę i altówkę, który napisany został w formie tematu z sześcioma wariacjami i codą.

No to tyle o Lesslu... w najbliższym czasie może sobie posłucham jego Śpiewów historycznych... Z utworów wokalno-instrumentalnych słyszałam jego Kantatę do św. Cecylii i jest ona bardzo ładna, jednakże na YT jej nie ma. Ale jest za to na Szpotifaju, polecam!


Pozdrawiam! 

HEY GUYS, WATCH THIS

Okej, to ja to sobie tutaj zostawię, może nikt tego nie zauważy.
Muzyka to uwertura do opery Jadwiga, królowa Polski oraz koncert klarnetowy B-dur.




wtorek, 6 marca 2018

Wszystkiego najlepszego, KK!

Nie wiemy dokładnie, kiedy Karol Kurpiński przyszedł na świat. Za to znamy datę jego chrztu - było to 6 marca 1785 roku. Dzisiaj mijają 233 lata, eh ten czas leci!

Karol jest dla mnie bardzo ważny (wiem, to niespodzianka dla wszystkich), co skutkuje u mnie najprzeróżniejszymi emocjami, od euforii aż po deprechę, chyba nie muszę tłumaczyć czemu. No bo jego muzyka jest przecudna, ale nie dość, że mnóstwo jej zaginęło, to od czasu do czasu ktoś się bierze za "ulepszanie"itd.


Ostatnio nawet jak zaczęłam grać sobie jego polonezy to okazało się, ze te nagrania które są dostępne (Tobias Koch, płyta "Romantic Polish Music") też jest... nie taka, jak powinna być... Wiecie ile pan Koch dodał tam od siebie? Mnóstwo. Ja w ogóle lubię przeróbki i improwizacje, ale nie w tym przypadku. Takie rzeczy można sobie robić, gdy utwory są ogólnie znane i każdy wie, jak brzmią ich oryginalne wersje. A tu mamy tylko jedno nagranie... No ale już gorsze rzeczy Karolowi robiono, vide Te Deum lub Szarlatan.

Czego można życzyć? Tego, by Kurpiński miał - po pierwsze: więcej fanów, po drugie: więcej nagrań i to porządnych, jak najwierniejszych, po trzecie: żeby odnaleziono jeszcze jakieś zaginione partytury, jeśli są gdzieś jeszcze i nie trzymano ich w sejfie, tylko niech też będą wykonane, nagrane i ogłoszone drukiem...proszę! <3 Karol jest tego wart... Mam nadzieje, że mi się kiedyś uda zobaczyć jakąś jego operę i to w przyzwoitej wersji.



Kocham Cię mój drogi i chcę więcej Twej muzyki, ach, żebym mogła utrzeć nosa tym którzy mają Twój talent za nic...

Miałam wyrobić się z jednym polonezem do Twej rocznicy, ale rozdzielono mnie oraz instrument i lipa.

Może to być w sumie lipa czarnoleska, gdyż pisząc te słowa słucham Twej komedioopery Jan Kochanowski w Czarnym Lesie.

Dam sobie tutaj uwerturę do Cecylii Piaseczyńskiej (już kiedyś tu była w sumie, ale co z tego) , którą uwielbiam, bo brzmi super, pomimo tego, że grana jest przez maszynę.
:')
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...