sobota, 30 maja 2015

Dudy

Estońskie dudy
Dzisiaj pogadamy sobie o dudach. Ten instrument współcześnie kojarzy się głównie ze Szkocją, a jest przecież charakterystyczny dla muzyki wielu narodów.

Znany był już na starożytnym Bliskim Wschodzie oraz w Grecji i Rzymie. W średniowieczu stał się popularny w całej Europie: od Hiszpanii aż po Rosję.
Istnieje wiele odmian tego instrumentu.

Co łączy je wszystkie?
  • Pierwotnie wykonywane były z koziej lub owczej skóry (stąd polska nazwa tego instrumentu - koza lub kozioł)
  • Mają piszczałki melodyczne (obojowe lub klarnetowe) i piszczałki burdonowe, stale wydające niski dźwięk.

Trochę o polskich dudach

Zasadniczo możemy podzielić nasze dudy na dwa rodzaje:

  • te, do których powietrze wdmuchuje się ustami (dudy podhalańskie i żywieckie)
  • te, do których powietrze wdmuchuje się miechem poruszanym ramieniem (dudy wielkopolskie, gajda, kozioł czarny, kozioł biały)
Dudy wielkopolskie i kozioł czarny
Jak widać, w Polsce jest więcej dud pompowanych miechem. To dlatego, że taki instrument nie pozbawia muzyka możliwości śpiewania i może być instrumentem towarzyszącym.

Zygmunt Gloger pisze w Encyklopedii Staropolskiej:

Sławny pogromca Turków, Samuel książę Korecki, wzięty za czasów Zygmunta III do niewoli, pędzony pieszo do Stambułu, przygrywał na dudzie, by pocieszyć towarzyszów niedoli i lżejszym uczynić znojny pochód. Rej powiada, że szlachcic, kiedy sprosił na ucztę przyjaciół i sąsiadów, w oczekiwaniu latem na ganku, a zimą na piecu siedząc, wygrywał sobie na dudzie

Anioł z dudami - Jan Matejko
 O tym, jaki to był popularny instrument, świadczy też wiele przysłów, jak np.„Jak dudy grają, tak skaczą”, ,,Jak dudy nadmiesz, tak grają”, ,,Nie wie, w jakie dudy dąć”, czy „Niedźwiedź zdechł, dudy w miech”.
Albo pastorałka:

Kaczka pstra, dziatki ma
Siedzi sobie na kamieniu 
Trzyma dudki na ramieniu
Kwa, kwa, kwa, dziatki ma.



Fotografie: oczywiście Wikimedia Commons :)

sobota, 23 maja 2015

Kreskówka z Chopinem


Kolejna pozycja z cyklu Kącik melomana-kinomana, który nie ma czasu.

Co kino(w większości amerykańskie) zrobiło z II Rapsodii Węgierskiej Liszta, to powszechnie wiadomo. Utwór ten przewinął się przez tyle kreskówek i komedii... że aż trudno to policzyć. Podobnie inne przeboje muzyki klasycznej, np. uwertura do opery Wilhelm Tell Rossiniego, Lekka Kawaleria Suppego (patrz dwa posty wstecz), W grocie króla gór i Poranek Griega czy Marsz weselny i Pieśń wiosenna Mendelssohna.

Ale czy wiedzieliście, że powstała kiedyś kreskówka, wykorzystująca muzykę Fryderyka Chopina? To Musical Moments from Chopin wytwórni Universal Pictures z 1947 roku. W rolach głównych występuje panda Andy i dzięcioł Woody Woodpecker. Akcja dzieje się w ...stodole. Jest tam organizowany koncert, panda gra na fortepianie, a dzięcioł - chce się przyłączyć... Udaje mu się nawet dorwać do instrumentu, na którym wygrywa nogami mazurek B-dur op.7 nr1. W rytm tego utworu jakiś podchmielony koń chodzi po stodole... a na koniec zrzuca świeczkę. A zresztą bez spoileru - sami obejrzyjcie.

Oprócz powyższego mazurka pojawiają się tam także m.in polonez As-dur (na samym początku) i etiuda "Fale oceanu". Warto obejrzeć, na serio. Teraz już takich bajek się nie robi - a szkoda.

Obraz ze strony: https://animationreview.files.wordpress.com

niedziela, 10 maja 2015

Suka biłgorajska, czyli wielka niewiadoma



Suka biłgorajska to instrument, o którym wiemy bardzo mało. Pierwszy znany opis pochodzi dopiero z roku 1888, i jest on dość skąpy:

wiejski instrument starożytny, zwany suka, zupełnie wyszły już z użycia; Grało się na niej trzymając nie jak skrzypce, lecz przewiesiwszy na sznurku przez lewe ramię, tak, aby instrument znajdował się przy piersiach; smyczkiem pociągało się poziomo, równolegle do linji ramion. Podobno w tej samej okolicy zwyczajne skrzypce nazywają psami (np. "grał na psach").

Autorem tego tekstu jest wybitny etnograf, muzykolog i językoznawca Jan Aleksander Karłowicz (ojciec Mieczysława Karłowicza). Opublikował to w czasopiśmie Wisła, a tekst dotyczył wystawy instrumentów wiejskich odbywającej się w Warszawie.

Kolejny opis instrumentu to akwarela znanego malarza Wojciecha Gersona z 1895 roku. Znajduje się pod nią podpis następujący:

Suka – instrument smyczkowy starożytny polski nabyty w r.188. we wsi Kocudza w powiecie Biłgorajskim (pomiędzy Janowem a Frampolem). Ostatni grał na nim Józef Góra wówczas 50-letni.

Akwarela Wojciecha Gersona
Jest też informacja, że właścicielem instrumentu jest niejaki Jan Pawłowski z Warszawy.

I to właściwie wszystko. Do naszych czasów nie zachował się żaden egzemplarz suki.

Dopiero pod koniec wieku XX została – w oparciu o akwarelę Gersona – zrekonstruowana, a dokonali tego m.in. Zbigniew Butrym, Andrzej Kuczkowski i Maria Pomianowska.

Suka skonstruowana przez Andrzeja Kuczkowskiego
W sumie, z tą suką jest podobnie jak z bałałajką. Ona też wymarła i została wskrzeszona, tylko że wcześniej, bo już w XIX stuleciu.

Instrument jest – tak jak np. góralskie złóbcoki – wyżłobiony z jednego kawałka drewna, najczęściej czereśniowego. Ma od czterech do siedmiu strun. Najciekawsza jest jednak technika gry, tzw. paznokciowo – kolanowa. Struny skraca się przez boczny nacisk paznokciem, jak w instrumentach azjatyckich, a nie całym palcem, jak jest to w przypadku instrumentów europejskich.

Technika paznokciowo – kolanowa jest charakterystyczną cechą innych archaicznych polskich instrumentów smyczkowych. Pisał o tym już w 1529 roku, w dziele Musica instrumentalis deudsch  niemiecki teoretyk muzyki Martin Agricola.  Są tam wymienione czterostrunowe „Polnische Geigen” czyli polskie skrzypce.

-----

Można to uznać za uzupełnienie (kontynuację?) artykułu Z różnych stron świata i minionych epok - instrumenty smyczkowe.  :-)


poniedziałek, 4 maja 2015

A jakby fortepianu... nie było?

Bartolomeo Cristofori
Wynalazca fortepianu, Bartolomeo Cristofori (1655-1631), obchodziłby dziś 360. urodziny.

   Świat bez jego wynalazku byłby na pewno zupełnie inny.
Nadal grano by na klawesynach, które nie mają dynamicznej klawiatury i nadają się tylko do niektórej muzyki?  A może odeszły by do lamusa i w ogóle nie rozwinęłyby się instrumenty klawiszowe?
    Beethoven, Schubert, Chopin, Liszt, Rachmaninow, Paderewski, Rubinstein - ciekawe, czym by się zajmowali. Muzyka byłaby znacznie bardziej uboższa. Nie byłoby koncertów fortepianowych, ani preludiów, ani rapsodii... ani nawet ragtime'u i jazzu!
     Nie mówiąc już o tym, że muzyka nie byłaby tak popularna jak jest obecnie. Jeszcze niedawno przy fortepianie czy pianinie odbywały się wszystkie domowe uroczystości - śpiewano, grano na cztery ręce, a także - szukano samotności... Utwory orkiestrowe, arie operowe czy fragmenty muzyki ludowej trafiały do większości ludzi właśnie w fortepianowej formie.

 I pomyśleć, że sam twórca za swego życia spotykał się z lekceważeniem, ze śmiechem. Że jego instrument jest za duży, za głośny, że w ogóle jest do kitu... Podobno nawet J.S. Bach  nie traktował fortepianu poważnie. Zniechęcony niepochlebnymi opiniami, Cristofori zaprzestał produkcji fortepianów. Skonstruował ich  dwadzieścia; do naszych czasów zachowały się trzy - jeden stoi w Lipsku, drugi w Rzymie, a trzeci w Nowym Jorku.
Fortepian Cristoforiego /Wikimedia Commons/

Dlaczego jednak fortepian stał się taki popularny?

Pisarz Scipione Maffei, będąc w 1709 roku w  warsztacie Cristoforiego, napisał artykuł o jego wynalazku, i opublikował go w 1711 roku.  Nie wzbudził jednak prawie żadnego zainteresowania. W 1725 roku, przetłumaczony na niemiecki, trafił do Gotfrieda Silbermanna, konstruktora organów i klawesynów, który - zainspirowany - sam zaczął konstruować fortepiany. Udoskonalił wynalazek Cristoforiego dokładając pedały i regulując mechanizm młoteczkowy. Schedę po Silbermannie przejął jego uczeń, Johann Andreas Stein, który wynalazł fortepian stołowy (prostokątny) zajmujący mniej miejsca. A to już po śmierci Cristoforiego...

I tak się to toczyło dalej... Ogólnie to o historii fortepianu musimy sobie kiedyś porządnie pogadać - ale już nie dziś.



niedziela, 3 maja 2015

Juliusz Zarębski - zapomniany geniusz?

Juliusz Zarębski

Po mału rozpoczyna się konkurs chopinowski. Chopin jest wszędzie. Dlatego my nie będziemy gadali dzisiaj o Chopinie – tylko o innym polskim kompozytorze.
O Juliuszu Zarębskim.
Trudno gdziekolwiek trafić na jakiś jego utwór. Muzyka polska dziewiętnastego wieku dla wielu ludzi to tylko Chopin, Moniuszko, ewentualnie Wieniawski czy Karłowicz. Czasami w artykułach na temat Liszta trafia się na wzmiankę, że jego ulubionym uczniem był Zarębski. Jakiś tam Zarębski, jakiś tam zdolny Polak, zmarły niestety przedwcześnie, bo w wieku 31 lat. I to wszystko.

Kim był?

Urodził się 3 marca (albo 28 lutego) 1854 roku w Żytomierzu. Od najmłodszych lat uczył się grać na fortepianie, najpierw pod kierunkiem swojej matki, Anastazji z Czeszejków. Po ukończeniu gimnazjum w Żytomierzu, rodzice wysłali go do konserwatorium do Wiednia, do sześcioletniego konserwatorium, które on ukończył… w dwa lata. Potem kształcił się w Petersburgu, gdzie dyplom uzyskał po trzech miesiącach (!). Przez rok, w 1874 roku, był uczniem Liszta: bardzo się zaprzyjaźnili i często koncertowali razem na cztery ręce.

Oprócz Liszta, Zarębski był także znajomym między innymi Borodina, z którym spotkał się w roku 1877. Wybitny Rosjanin tak go opisuje:
(…) Mówił po rosyjsku z silnym polskim akcentem. Była z nim jego narzeczona, berlinianka, również pianistka, bardzo ładniutka, ale nieprawdopodobna kokietka. Oboje ubrani niezwykle cudacznie, w oryginalne kostiumy, w kapeluszach o zdumiewającym fasonie, z długimi rozpuszczonymi włosami - stanowili widowisko krańcowo dziwne" "Jako pianista Zarębski jest diabelnie utalentowany, ale również i jako kompozytor. W ogóle czeka go olśniewająca przyszłość"
Niestety - los chciał inaczej…


Z żoną Janiną
Występował w Odessie, Kijowie, Rzymie, Paryżu, Londynie, Neapolu, Warszawie. Był bodaj najwybitniejszym (poza Józefem Wieniawskim) pianistą grającym na fortepianie dwuklawiaturowym, wynalezionym przez Edwarda Mangeota w 1878. Zarębski zabierał ten instrument ze sobą i koncertował na nim bardzo chętnie, komponując utwory na dwie klawiatury i przerabiając w ten sposób kompozycje innych.

W 1879 roku ożenił się z Johanną (Janiną) Wenzel, pianistką niemiecką (również uczennicą Liszta), którą poznał w Weimarze. Ich jedynym dzieckiem była córka Wanda. Małżeństwo występowało często razem, grając na cztery ręce.

Rok później Zarębski został profesorem klasy fortepianu konserwatorium w Brukseli, mianowany na to stanowisko przez króla Leopolda II. Roczne wynagrodzenie wynosiło 3600 franków, dzięki czemu pianista przestał borykać się z trudnościami finansowymi.

Pracował bardzo ciężko, ponad swoje siły. Okazało się, że jest chory na gruźlicę.  Zimę 1883/1884 spędził w Szwajcarii, gdzie trochę się podkurował. Latem 1885 roku pojechał nawet do rodzinnego Żytomierza, czując się w pełni sił.  

Nikt nie spodziewał się tego, że jego życie dobiega końca. 13 września 1885 roku Zarębski zmarł „prawie nagle” – jak to napisał w telegramie do Brukseli jego ojciec. 

Został pochowany na polskim cmentarzu w Żytomierzu.

O twórczości

Był twórcą bardzo oryginalnym. Stosował śmiałe rozwiązania harmoniczne, antycypował impresjonizm. Niektóre jego utwory, jak np. Kwintet fortepianowy  g -moll (o o którym napiszemy jeszcze później), brzmią nawet bardzo dwudziestowiecznie. Korzystał z osiągnięć takich „rewolucjonistów” jak Liszt czy Chopin, sam był także wielkim nowatorem.

Jego twórczość to głównie utwory fortepianowe (solowe i na cztery ręce): polonezy, fantazje, ballady, mazurki, etiudy, kołysanki, cykl Tańce galicyjskie, cykl Róże i ciernie oraz pieśni. Jedynym utworem orkiestrowym jest niedawno odkryty Polonaise triomphale A-dur op. 11 z 1882 roku, instrumentacja fortepianowego utworu pod tym samym tytułem i tym samym numerem opusowym. Odkryto go niedawno, a prawykonanie odbyło się 9 listopada 2006 w Krakowie, podczas Festiwalu Kompozytorów Polskich. 

Najwybitniejszym utworem Zarębskiego jest napisany na krótko przed śmiercią Kwintet fortepianowy g -moll op.34 – genialny utwór kameralny, dedykowany Lisztowi. Prawykonanie odbyło się 30 kwietnia 1885 roku w Brukseli. 

To po prostu cudo. Jeden z najoryginalniejszych, najbardziej interesujących i wspaniałych utworów jakie słyszałam. Odrobina melancholii, liryzmu, szaleństwa, dysonansowych współbrzmień, ludowości i dowcipu. Niesamowite dzieło, naprawdę! 

Najbardziej przebojowa jest moim zdaniem część trzecia – Scherzo. To niezwykły galop, groteskowa gonitwa, z domieszką egzotyki. I to właśnie brzmi tak dwudziestowiecznie.

Oczywiście cały kwintet wart jest posłuchania – i to nawet wielokrotnego. 

Dlaczego ta wspaniałość nie weszła do skarbnicy światowej kameralistyki, skoro dorównuje kwintetom takich mistrzów jak Brahms czy Schubert? Odpowiedź jest prosta. Nuty do tego utworu opublikowano dopiero w 1931 roku, 46 lat po prawykonaniu. W naszym stuleciu wykonała go m.in. jedna z najwybitniejszych współczesnych pianistek – Martha Argerich. 

Mimo tego Zarębski i tak pozostaje twórcą zapomnianym. A świadectwem tego jest to, że ja, melomanka od urodzenia, dowiedziałam się kto to był Zarębski i jak brzmi Kwintet dopiero wczoraj, i to przez przypadek. 


A Wy, znacie jakichś zapomnianych geniuszy? Koniecznie napiszcie! Musimy ich odczarować i spopularyzować ich dzieła!

*)Przy opracowywaniu artykułu korzystałam z Wikipedii i tekstu Z. Marka Piechockiego Zapomniany Juliusz Zarębski opublikowanego na stronie pisarze.pl.

piątek, 1 maja 2015

Ryby w muzyce

 Lubicie ryby?
Złote pstrągi


Bo ja bardzo. Zwłaszcza Pstrąga, kwintet fortepianowy Franciszka Schuberta.:)



Czy są jakieś inne utwory, nawiązujące tytułem lub treścią do ryb? Oczywiście.


Pierwszym utworem, który przypomniał mi się, gdy tylko wymyśliłam hasło Ryby w muzyce, było Akwarium Camille'a Saint-Saens'a, utwór wchodzący w skład Karnawału zwierząt. Harmonika szklana, fortepian i inne instrumenty tworzą tam niezwykłą, tajemniczą atmosferę... Aż widać te rybki, płynące między podwodnymi roślinami...



Ale może zacznijmy chronologicznie. Już w epoce baroku Francois Couperin (1668-1733) skomponował miniaturę  L'Anguille, czyli po polsku Węgorz. Bardzo fajny utwór, skomponowany na klawesyn, ale współcześnie wykonywany też na fortepianie.




Ryby w romantyzmie (Pstrąg Schuberta, Akwarium Saint-Saens'a) omówiliśmy już niestety na początku, dlatego szybko przeskakujemy do impresjonizmu. Do Claude'a Debussy'ego (1862-1917) i jego utworów fortepianowych. W 1907 roku skomponował Poissons d'or, czyli Złote rybki. Jak większość utworów genialnego Francuza, miniatura odznacza się mistrzowskim wyczuciem, kolorystyką i klimatem, a także odrobiną sentymentalizmu.



 Kolejny utwór napisał współczesny Debussy'emu Erik Satie (1866-1925). To Le poisson rêveur, czyli Marzycielska ryba na fortepian, z 1901 roku. Dzieło pełne jest ekscentrycznego humoru, co z resztą jest typowe dla Satiego, czyli jednego z największych dziwaków jacy kiedykolwiek po tym świecie chodzili.



A na koniec - utwór wokalny. La carpe (Karp) Francisa Poulenca (1899 - 1963) . To ostatnia, szósta pozycja z cyklu pieśni Le Bestiaire ou Cortège d'Orphée, napisanego do słów Guillaume'a Apollinaire'a (właść.Wilhelm Apolinary Kostrowicki) w 1919 roku. Utwór jest króciutki, trwa niewiele ponad minutę. Został napisany na baryton z towarzyszeniem orkiestry lub fortepianu. Jest tajemniczy i dziwny, co chyba oddaje dobrze treść wiersza:

Dans vos viviers, dans vos étangs,
Carpes, que vous vivez longtemps !
Est-ce que la mort vous oublie,
Poissons de la mélancolie.


W polskim tłumaczeniu Jana Kotta wygląda to tak:

W basenach swoich i strugach

Karpie żyjecie za długo!

Kiedyż śmierć was uspokoi,

Ryby wielkiej melancholii?

-----
A wy znacie jakieś utwory muzyczne, niekoniecznie klasyczne, które byłyby o rybach albo innych zwierzętach wodnych?