W tym roku jest to Requiem Hektora Berlioza. Słuchałam już go kiedyś, jakieś dwa czy trzy lata temu chyba, ale zupełnie nie pamiętałam jakie to wielkie i poruszające dzieło; jedyne co moja głowa zapamiętała to była Tuba Mirum. Podczas gdy wcale nie to jest w tym utworze najlepsze... zresztą, po co oceniać czy porównywać, zwłaszcza jak się nie umie. Ja mogłabym tylko powiedzieć co mnie poruszyło najbardziej.
Zaręczam Wam, że ten utwór jest wart tego by na te prawie półtorej godziny odciąć się od świata i poświęcić mu należytą uwagę. A ja muszę go posłuchać ponownie.
I proszę, można sobie popatrzeć na muzyków... i jaki tam jest aplauz na koniec!
Requiem powstało w 1837 na zamówienie ministra spraw wewnętrznych Francji Adrien'a de Gasparin i jest poświęcone pamięci żołnierzy poległych podczas rewolucji lipcowej 1830 roku.
Tak bym je chciała usłyszeć na żywo...
Przyznam się szczerze, że pierwszy raz słuchałem to Requiem i zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Muzyka wzniosła, dumna ale też głęboko melancholijna a 190 muzyków i 210 głosów chóru - robi ogromne wrażenie i powoduje ciarki na plecach. Dziękuję za przypomnienie tego arcydzieła. To prawdziwa rozkosz dla uszu i duszy!
OdpowiedzUsuńZgadzam się w zupełności! Dodam, że nie pamiętam, żeby jakieś inne Requiem tak mnie poruszyło, jak to, a przecież trochę ich już posłuchałam ;) Szczególnie podoba mi się "Sanctus". Z pozdrowieniem!
Usuń