niedziela, 21 czerwca 2015

Burza w muzyce

Tekst miał być wczoraj, a nie było, bo... była burza.
„Błyskawica” autorstwa Ziemor at pl.wikipedia. Licencja CC BY 2.5 na podstawie Wikimedia Commons
                  

Dlatego dzisiaj będzie o burzliwej, a raczej burzowej, muzyce.


Najlepsza, najbardziej sugestywna i przerażająca muzyczna burza znajduje się moim zdaniem w Symfonii pastoralnej Beethovena, o czym tu z resztą już kiedyś pisałam.

Inne moje ulubione burze (matko, jak to brzmi...) to burza z poematu symfonicznego Preludia Liszta, z opery Wilhelm Tell Rossiniego oraz z Czterech Pór Roku Vivaldiego, z części Lato.

Tylko że te dwie ostatnie to są po prostu maksymalnie ograne. W każdej kreskówce, niezależnie czy będzie to Myszka Mickey czy Smerfy, pojawia się ten Rossini. Nie powiem, kompozytor genialnie odmalował burzę pełną piorunów, i nawet w tej chwili chodzi mi ta melodia po głowie, ale... zbyt ograne, niestety.

A Vivaldi? Nie pojawia się w kreskówkach, ale za to w radiu - bardzo często.

Burza z Pastoralnej to pojawiła się zaś - o ile dobrze pamiętam - tylko w disneyowskiej Fantazji z 1940 roku. A jest przecież najlepsza!

Jak w tym przypadku wypada Liszt? Nie najgorzej... ale ogólnie rzecz biorąc średnio. Oczywiście Preludia to wspaniały poemat symfoniczny, z filozoficznym komentarzem i wieloma wspaniałymi melodiami (genialny fanfarowy motyw był tak chwytliwy, że w czasie II wojny światowej pojawiał się w czołówce hitlerowskiego Wehrmachtbericht, czyli codziennego radiowego raportu Oberkommando der Wehrmacht o sytuacji militarnej na wszystkich frontach). 


No ale co się tyczy burzy - to moim zdaniem nie umywa się do beethovenowskiej. 

W Symfonii Pastoralnej mamy Wesołą zabawę wieśniaków, która przechodzi - bez przerwy, czyli attacca - w burzę. Już od pierwszych akordów jest przerażająco... Na serio, to jeden z utworów, który zrobił na mnie największe wrażenie.
 

sobota, 13 czerwca 2015

Szukajcie, a znajdziecie


Manuskrypt Musikalishes Opfer
Polifonia jest fascynująca. Niezależnie czy słuchamy fugi Bacha czy śpiewamy ze znajomymi piosenkę na głosy - zawsze czujemy coś niezwykłego. A przynajmniej ja to czuję. W muzyce homofonicznej, gdzie występuje tylko jedna melodia i akordowy akompaniament, tego nie ma. A w polifonii... Jakie to fantastyczne, gdy melodie wspólnie się dopełniają, współpracują. I jednocześnie wszystko jest logiczne i piękne... Tak jak u Bacha.

Ja nie jestem jakimś tam specjalnym  bachowcem tudzież bachoentuzjastą (wolę późniejsze epoki), jednak muszę przyznać, że niektórych utworów tego kompozytora nie zamieniłabym na nic innego.

Jednym z nich jest pewien kanon - pt. Quaerendo invenietis - czyli po łacinie szukajcie a znajdziecie. Pochodzi z cyklu Musikalishes Opfer (niem. Muzyczna ofiara), jednego z ostatnich dzieł wybitnego lipskiego organisty. 




Historia utworu

Historia powstania tego cyklu wiąże się  z Fryderykiem II królem Prus... Tym samym, który w 1772 roku dzielił się naszym krajem z Józefem II i Katarzyną II... No cóż, łyżka dziegciu w beczce miodu.
Fryc był osobą muzykalną . Bardzo dobrze grał na flecie. A jego nadwornym klawesynistą był syn Jana Sebastiana Bacha, Carl Filip Emanuel, twórca popularnego Solfeggietta.

W 1748 roku JS Bach został poproszony (czy raczej wezwany) przez Fryca do Poczdamu. Monarcha, który oprócz pitolenia na fifuli parał się także kompozycją (człowiek renesansu w oświeceniu normalnie) zagrał mu melodię i poprosił o zaimprowizowanie fugi na ten temat. 
 
Temat

Bach tego oczywiście... nie zrobił... i zagrał fugę opartą na własnym temacie.  Z utworami Fryca było podobnie jak z poezją Nerona. Powyższego, zapisanego w nutach rzępolenia można posłuchać sobie tu, zaraz na początku... (Rany, co za chromatyka!)

Po powrocie do Lipska Bach – trapiony zapewne wyrzutami sumienia (O matko, przecież król się może na mnie wściec!) postanowił skomponować utwory na temat Fryca.


I tak powstało Musikalishes Opfer, zbiór wielu genialnych fug i kanonów. Dowód na to, że zdolny człowiek może zrobić arcydzieło nawet z ... no właśnie...

W liście do króla Bach napisał o tym tak:

Waszej Królewskiej Mości poświęcam niniejszym z najgłębszym oddaniem tę muzyczną ofiarę, której najszlachetniejsza część z najłaskawszej własnej ręki Waszej pochodzi. Z pełną czci radością wspominam jeszcze szczególną łaskę królewską, gdy w czasie mej niedawnej bytności w Poczdamie raczył Wasza Królewska Mość osobiście zagrać mi na klawesynie temat do fugi, najłaskawiej mnie przy tym zobowiązując, aby takową w najwyższej obecności Waszej zaraz wykonał.
Tyle tytułem wstępu.

No ale o co chodzi?

Mamy teraz jeden utworek z tego cyklu - Quaerendo invenietis czyli szukajcie a znajdziecie. Skąd taki tytuł? Chodzi o to, że krótką, jednolinijkową melodię gramy na różne sposoby, rożnie – polifonicznie oczywiście – przekształcamy.  Jakbyśmy szukali  odpowiedniego sposobu. 

Najpierw pojawia się tzw. rak – gramy kanon od tyłu i jednocześnie – normalnie „od przodu”. Następnie - inwersja (odwrócenie zapisu nutowego do góry nogami). A potem gramy jednocześnie dwie melodie, odwrócone do góry nogami (jest to tzw. kanon lustrzany). 

Ktoś kiedyś zauważył, że ostatnie przekształcenie przypomina jest wstęgę Mobiusa. To takie coś – odkryte przez niemieckiego matematyka Mobiusa w 1858 roku.
 
Wstęga Mobiusa

 Można zrobić to samemu, sklejając końcami prostokątny kawałek papieru, obrócony uprzednio o 180 stopni. Tekst zapisany na tym  jest odwrócony do góry nogami i w lustrzanym odbiciu – jak ostatnie przekształcenie w bachowskim kanonie.

Wszystko jest na tym filmiku, zrobionym po prostu genialnie. I nawet abstrahując od matmy, słuchając i patrząc na to ma się wrażenie, że uczestniczy się w czymś niezwykłym. W czymś tak kunsztownym, logicznym  i pięknym. W niesamowitej syntezie sztuki i nauki.



Przy pisaniu artykułu korzystałam z pomocy cioci Wikipedii i świetnego artykułu Tomasza Grębskiego z tej strony KLIK
Ilustracje - Wikimedia Commons

sobota, 6 czerwca 2015

Przekształcanie w fortepianie

Dziewiętnasty wiek był okresem największej popularności fortepianu. Nic więc dziwnego, że co i rusz pojawiały się jakieś dziwne - jak na dzisiejsze czasy - modyfikacje tego instrumentu.


Klawiatura von Janko

Pisałam tu już o tym na samym początku prowadzenia bloga. KLIK
Tak w skrócie - co to było?
Sześć rzędów krótkich klawiszy, umożliwiających łapanie dużych akordów pianistom krótkopalczastym i małorękim. Tylko, że należało się uprzednio nauczyć nowego palcowania...
Paul von Janko opatentował klawiaturę w 1882 roku, ale korzystał z wcześniejszych projektów. Jego wynalazek nigdy nie zdobył popularności.
Pianino z klawiaturą von Janko


Fortepian pedałowy

Idea - jak najbardziej urozmaicone brzmienie.
Nie dość, że pianista śmiga po klawiaturze palcami u rąk, to jeszcze musi napracować się nogami.
Pedałowe instrumenty strunowe znane był już w osiemnastym wieku. Np. klawesyny, służyły do ćwiczenia organistom.
Na fortepian pedałowy pisali Liszt, Schumann, Alkan, Gounod, Saint-Saens... Chętnie także na nim koncertowano (publika lubiła rewelacje, związane z ich ulubionym instrumentem).

Fortepian pedałowy Charlesa Valentine'a Alkana
Ale z początkiem wieku dwudziestego, o fortepianie pedałowym zapomniano.

W wydanej w latach 1929-1938 Wielkiej Encyklopedii Powszechnej Wydawnictwa Gutenberga  pod hasłem fortepian pedałowy czytamy:

(niem. Pedalklavier), instrument, służący do ćwiczeń dla organistów, zaopatrzony  p e d a ł o w ą   k l a w j a t u r ą  i odpowiednim naciągiem strun.

Czyli - zajął miejsce osiemnastowiecznego klawesynu.

Ale mamy już wiek dwudziesty pierwszy - i fortepian pedałowy powraca! Świadczą o tym nowe instrumenty i - uwaga - nowe kompozycje. Na angielskiej Wikipedii, pod nagłówkiem "Compositions for pedal piano", mamy dwa podpunkty: "19 th century" i "21th century"...
Współczesny fortepian pedałowy Doppio Borgato

Cieszy mnie, że w naszym stuleciu coś się jednak dzieje...



Fortepian dwuklawiaturowy
  
Wspomniałam tu już o tym przy okazji Juliusza Zarębskiego KLIK. Ten kompozytor był bowiem jednym z najwybitniejszych wirtuozów tego instrumentu.

Fortepian dwuklawiatorowy został skonstruowany przez Francuzów, braci Alfreda i Edwarda Mangeotów,  w 1878 roku, z okazji paryskiej Wystawy Światowej. 

Fortepian dwuklawiaturowy Zarębskiego

10 maja 1878 roku odbył się pierwszy w historii koncert na tym instrumencie - i jednocześnie pierwszy raz publicznie grał na nim Zarębski. Na widowni, zgromadzonej w Instytucie Muzycznym przy 37 Avenue de l'Opéra w Paryżu,  były zaś same muzyczne tuzy: Camille Saint-Saëns, Charles-Valentin Alkan, Jules Massenet, Victor Massé, Charles Gounod i inni.

Kilka miesięcy później, instrument zaprezentowano na Wystawie Światowej, gdzie Edward Mangeot otrzymał za niego złoty medal.

Zarębski zabierał fortepian dwuklawiaturowy (obok standardowego instrumentu) na wszystkie swoje koncerty. W Warszawie niezbyt spodobał się publiczności, ludzie nawet wymyślali o nim takie wierszyki jak

Dziwne świata są uczynki.
Wymyśliły mądre głowy

klawicymbał dubeltowy.

Ale specjaliści (np. profesor Konserwatorium Warszawskiego Juliusz Stattler) mieli o nim dobre zdanie.

Instrument posiadał dwie klawiatury, z który jedna była jakby "lustrzanym odbiciem" drugiej. To znaczy dźwięki szły na odwrót. Dzięki temu, że klawiatury były blisko siebie, można było grać jedną ręką na obu jednocześnie (pewnie i tak trzeba było mieć wielkie łapy). Podobno stwarzało to niesamowite możliwości i chciano zastąpić tym normalne fortepiany. 

Fortepian braci Mangeotów (widać, że faktycznie te klawiatury były blisko siebie)

Zarębski - oprócz skomponowania utworów i dokonania transkrypcji na ten instrument - napisał nawet podręcznik nauki gry. Ale niestety  - nie ukazał się on drukiem.

Przyszedł wiek dwudziesty - i fortepian dwuklawiaturowy odszedł w zapomnienie. Nikt już nauczył się na nim grać...

Ciekawostka: fortepian Zarębskiego, który przywiózł w 1879 do Warszawy, znajdował się w Konserwatorium Warszawskim do II wojny światowej... kiedy został zniszczony. :(


:)
Inne modyfikacje i rewelacje związane z dziewiętnastowiecznymi fortepianami, to instrumenty z wajchą do przestrajania... Żeby łatwiej było zmienić tonację. To może się przydać np. gdy się akompaniuje do śpiewania.

 Albo takie coś - nie widziałam na własne oczy więc piszę: "podobno". Podobno powstawały fortepiany, które był kompilacjami instrumentów i maszyn do szycia oraz pisania.Z jednej strony klawiatura fortepianowa, a z drugiej - igiełka i nici. Pomysłowe... No ale żadnych, poważnych informacji na temat istnienia tych rewelacji nie mam...

No i to w skrócie wszystkie najważniejsze przekształcenia fortepianowe w dziewiętnastym wieku. Pozdrawiam!

Fotki: Wikimedia Commons, www.onpolishmusic.com
Przy pisaniu korzystałam z angielskiej Wiki, artykułu Zapomnany Juliusz Zarębski pana Z.Marka Piechockiego ze strony www.pisarze.pl oraz danych ze strony www.mim.be.